Z jednej strony są Joanna Kluzik-Rostkowska, Elżbieta Jakubiak, Paweł Poncyljusz, Adam Bielan czy Marek Migalski. Z drugiej zaś środowisko często zwane w PiS „zakonem PC” (współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego jeszcze z czasów Porozumienia Centrum). Czyli m.in. Marek Kuchciński (członek sztabu, ale kontestujący jego prace), Marek Suski, Krzysztof Jurgiel czy Jarosław Zieliński.
Na razie sztabowcy mają błogosławieństwo Jarosława Kaczyńskiego, który akceptuje większość ich pomysłów. Budzi to frustrację ludzi, którzy do tej pory otaczali prezesa PiS. Kaczyński miał im nawet powiedzieć, że nie zgadza się już na ostry język, bo PiS „wpadki będą podwójnie liczone”. A pomysły niezadowolonych to właśnie zaostrzenie retoryki i powrót do metod, które sprawdziły się w 2005 r. (choć nie w 2007 r.). Czyli licznych wystąpień i wieców z udziałem kandydata. Zwolennicy tej opcji uważają, że PiS powinien wykorzystać coś, co nazywają „wielkim patriotycznym ruchem” wywołanym katastrofą smoleńską, a nawet stanąć na czele tego ruchu.
– Wałęsa kiedyś powiedział, że jeśli ludzie wyjdą na ulice, to on stanie na ich czele – uzasadnia ten pogląd jeden z posłów nieuczestniczących w pracach sztabu. Jego zdaniem doradcy Kaczyńskiego nie wykorzystują szansy. A innym błędem jest wyciszenie krytyki rządu za moralną odpowiedzialność za katastrofę z 10 kwietnia.
Doszło już do sporu między Kuchcińskim a resztą sztabu, zwłaszcza Adamem Lipińskim – co jest paradoksem, bo ich obu można zaliczyć do „zakonu PC”. Lipiński jednak konsekwentnie bierze stronę sztabu.
Kuchciński chciał, aby regionalne i lokalne komitety poparcia Kaczyńskiego były organizowane i kierowane przez szefów odpowiednich struktur PiS. Reszta sztabu przeforsowała, że mogą powstawać oddolnie, kierowane przez lokalne autorytety.