Ale to krzywda tylko z pozoru. We Francji, tłumaczę, kiedy tylko mam taką okazję, najniższa ustawowa płaca to 1000 euro. I jest to naprawdę mało. Pensja dobra dla młodzieży dorabiającej sobie na wakacjach – ale nie mając zapewnionego mieszkania i wiktu, wyżyć z niej naprawdę nie sposób.
A w Polsce, licząc po średnim kursie, 4000 złotych to zła pensja miesięczna? Nie, u nas to dużo. A na wsi wręcz niewyobrażalnie dużo, prawda? Ichnie euro, widać więc, nierówne tutejszemu. Dlatego właśnie przy akcesji zgodzono się na taką różnicę i zaprojektowano mechanizm, który ma zrównać dopłaty z czasem, w miarę jak zrównają się koszty życia.
Piszę o tym dlatego, że marszałek Komorowski, kandydat partii podobno liberalnej i odpowiedzialnej, pielgrzymując do Lichenia, spotkał się z sołtysami i bez zmrużenia powiek zasunął im tę samą demagogiczną gadkę co wszyscy odwiedzający wieś populiści. Dużo dobrego nam dała Unia, ale są sprawy wciąż niezałatwione, i taką właśnie jest krzywdzący polskiego rolnika zaniżony poziom dopłat, i trzeba walczyć o dopłaty równe tym, jakie mają rolnicy w innych krajach, i będę walczyć…
Oczywiście, wiemy wszyscy, że to ze strony kandydata tylko takie wyborcze gadanie. Wiedzą to zapewne i ci, do których owe słowa były skierowane, i raczej na podniesienie dopłat przez prezydenta Komorowskiego nie liczą, wie to też jego wierny elektorat wielkomiejski i nie weźmie mu za złe, że wciska ciemnocie kit. Jego kampanią i tak rządzi stara studencka zasada – nieważne, co jest w pracy, ważne, kto jest promotorem.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/30/bajki-dla-grzecznych-soltysow/]Skomentuj[/link][/ramka]