Na konferencji prasowej minister przytaczała wyniki sondaży, w których pytano rodziców, czy oceniają, że szkoły są przygotowane na przyjęcie sześciolatków.
W ciągu ostatnich dwóch lat ich przekonanie do tego wzrosło bardzo istotnie. Na wsiach już przekroczyło dobrze 50 proc. a było przedtem trzydzieści parę - mówiła minister Hall.
Z jej argumentami nie zgadzają się autorzy projektu. Na swoich internetowych stronach podają konkretne powody.
Szkoły w Polsce są niedoinwestowane - piszą autorzy. - Często szkoły są w bardzo złym stanie technicznym. Dzieci uczą się w przepełnionych klasach, na zmiany. Nie ma odzielnych stref dla dzieci młodszych. Premier zabrał pieniądze na reformę. W pierwszym roku z zakładanych 347 mln zostało 40 mln zł - na wszystkie szkoły w Polsce. To nie żart! Nie przeprowadza się tak poważnych reform w czasie kryzysu. Za wprowadzanie reformy w szkołach, według oficjalnych deklaracji MEN, odpowiadają tylko samorządy. Minister Hall pozbywa się więc odpowiedzialności.
W co trzeciej gminie w Polsce nie ma przedszkoli. Reforma nakłada od 2011 roku obowiązek edukacji na pięciolatki oraz czterolatki. W gminach bez przedszkoli dzieci trafią do szkół. Między czternastolatkiem a czterolatkiem jest dziesięć lat różnicy, czego pani minister zdaje się nie dostrzegać.