Redaktor Passent swój "Apel poległych" rozpoczyna od sarkazmu
Uwolnienie Andrzeja Poczobuta z łap krwawego dyktatora Łukaszenki to tylko drobny sukces wolnej Europy. Przed nami zadanie w wiele trudniejsze: uwolnienie polskich poczobutów z paszczy reżimu Tuska. W porównaniu z Tuskiem Łukaszenka jest liberałem.
Dalej krewki publicysta rozprawia się z listem eurodeputowanych PiS. Po szyderczym wstępie przychodzi czas na głęboką refleksję autora.
Lista ofiar pokazuje, jak wielka była ich obecność w mediach publicznych. Nawet jeżeli dodamy do tego, że zapraszali się wzajemnie do programów, że gościli przede wszystkim bliskich sobie komentatorów oraz polityków, a dla innych nie było miejsca, że cytowali miłe ich sercu gazety, to i tak będziemy mieli blade pojęcie o politycznym obliczu mediów publicznych w latach ich obecności. W odróżnieniu od telewizji i rozgłośni prywatnych, które na ogół zapraszają polityków i dziennikarzy różnych opcji, żeby skakali sobie do oczu, media publiczne nie były tak pluralistyczne, jak podejrzanego pochodzenia rozgłośnie i telewizje prywatne - Polsat, TVN, Radio Tok FM, Radio Zet, Radio PiN i inne. Kiedy patrzymy na listę ofiar Tuska i spółki, nieuchronnie nasuwają się pytania: Jak ci nieszczęśliwcy trafili do mediów publicznych? Czy spadli z Księżyca? Kto ich dobrał i zatrudnił? Na czyje przyszli miejsca? Jaki jest los ich poprzedników?
Tym razem obrywa się byłym prezesom Polskiego Radia i Telewizji Polskiej - Krzysztofowi Czabańskiemu i Bronisławowi Wildsteinowi - za walkę z "Ubekistanem".