Po tym osiągnięciu szefa partii przed SLD otworzyła się szansa uzyskania 20-procentowego poparcia jesienią. Wydaje się, że będzie jednak inaczej. Źródła niekorzystnej odmiany są wielorakie. Po pierwsze, Napieralski – człowiek znikąd, który zbudował pozycję, odwracając się najpierw od swych patronów, ekswicepremiera Piechoty i Olejniczaka – uznał, że nie należy ufać współpracownikom. Skracanie ich o głowę (w sensie politycznym) miało dawać poczucie bezpieczeństwa. Metodę tę Napieralski usiłował zastosować wobec Kalisza i Arłukowicza. Nie podobało mu się, że wyrośli na potencjalnych rywali. A szykanować ich, jak sądził, można było bezkarnie, bo od lat ludzie Sojuszu poza partią byli skazani na zapomnienie. Tak było dopóty, dopóki do tych zapasów nie włączył się Donald Tusk. Niespodziewanie przygarnął Arłukowicza wraz z kilkoma innymi politykami lewicy i ogłosił, że rozszerza formułę swej partii.
Przejście do Platformy Obywatelskiej kilku działaczy SLD osłabiło Napieralskiego:
Wystarczyło, że ktoś gdzieś powiedział, iż Ryszard Kalisz jest następny na liście Tuska, natychmiast znalazło się dla niego pierwsze miejsce na warszawskiej liście do Sejmu. (...) Ponieważ na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą, nie może dziwić, że w nowej sytuacji w obronie starych partyjniaków odezwał się Kwaśniewski, który zapowiedział, że będzie popierał m.in. Kalisza i Millera. Tym samym dał do zrozumienia, że włącza się do walki o władzę w Sojuszu i że jego faworytem absolutnie nie jest Napieralski.
Rolicki pisze o możliwych scenariuszach po wyborach:
Dziś można powiedzieć, że Grzegorz Napieralski walczy o swoje życie polityczne, a Ryszard Kalisz wyrasta z wolna na głównego rywala prezesa. (...) Skuteczną ucieczkę do przodu może zapewnić Napieralskiemu jedynie wynik wyborczy pomiędzy 15 a 20 proc. poparcia. Natomiast 13-procentowy wynik wyborczy – taki jak przed czterema laty – rozpocznie w SLD walkę o przywództwo. A za rogiem czeka coraz mocniejszy Kalisz.
Czy scenariusz pisany ręką Janusza Rolickiego się sprawdzi? Ryszard Kalisz szykuje się raczej na fotel ministra sprawiedliwości, ale partią by pewnie nie pogardził.