Stanisław Żelichowski: Ojciec premier też może się mylić

Szef klubu PSL przyznaje, że premier jednego dnia mówi, że musimy ostro oszczędzać, a drugiego pożycza strefie euro. Wyborcy "już nic z tego nie rozumieją". I dlatego rolą PSL jest dbać o "spokój społeczny"

Publikacja: 27.12.2011 10:34

Stanisław Żelichowski: Ojciec premier też może się mylić

Foto: W Sieci Opinii

Żyliśmy już w czasach, kiedy jednomyślność nas zrujnowała, więc nie dążmy ponownie do niej – podkreśla. Pytany, czy brak jednomyślności nie doprowadzi do rozpadu koalicji, Żelichowski twierdzi, że nie.

Jak to w rodzinie: jedni sobie lepiej radzą, inni gorzej, jedni są lepiej wykształceni, inni gorzej, a ojciec, czyli premier, musi wszystkich ogarnąć. 

Skąd ta pewność?

Z prostego powodu: politycy kierują się pojęciem interesu kraju, ale też interesu swoich ugrupowań. Na dziś nie ma innej alternatywy dla tej koalicji. Nikomu w Sejmie nie zależy na przyspieszonych wyborach, tym bardziej że po nich prawdopodobnie byłoby to samo, co jest obecnie.

O związkach partnerskich Żelichowski jednak nie chce słyszeć.

Premier też się może mylić. Nie ma jeszcze dogmatu o nieomylności premiera. Związki partnerskie są daleko w naszej hierarchii. Jak wszystko załatwimy, to możemy sobie o nich porozmawiać. 

Żelichowski nie wierzy także, by Tusk zdecydował się zmienić koalicjantów:

Przejście przez Platformę na koalicję z SLD czy z Palikotem jest w rzeczywistości bardzo mało realne. Już dziś mamy większość w Sejmie jedynie trzech głosów, a SLD posiada jeszcze mniejszą od nas liczbę głosów.

A Palikot to jedna wielka niewiadoma. Na razie chce jedynie hodować konopie indyjskie i zdejmować krzyż w Sejmie. Tak się nie da kierować dużym krajem europejskim i Platforma to wie. Jesteśmy więc skazani na siebie

Choć przyznaje, że SLD pod wodzą Leszka Millera dąży, by stanąć u boku Tuska:

On bardzo chce, ale to nie jest takie proste, bo Platforma nie jest partią jednolitą, nie wszyscy tam zaakceptowaliby Millera z jego całym bagażem historycznym. (…) To gra pokerowa. Wymiana koalicjanta nie opłaca się samemu premierowi. Robiąc taką woltę, musiałby wziąć całe odium reform na siebie, i to on sam by na tym najwięcej stracił. 

Pytany o całą serię komplementów Donalda Tuska pod adresem Leszka Millera Żelichowski odpowiada:

To jest jak w tej bajce o kruku i lisie: czasami trzeba tego kruka pochwalić, żeby wypuścił coś z dzióbka. I tak jest dziś: koalicja ma tylko trzy głosy przewagi, dlatego w wielu sprawach premier Tusk chce się oprzeć na lewicy, a Miller pochwalony zachowuje się bardziej racjonalnie niż Miller zganiony, co pokazują wyraźnie ostatnie głosowania

Co ciekawe, Żelichowski dystansuje się od kilku pomysłów Pawlaka, ale wie, że najbliższy kongres ludowców będzie "świętem partii" z dominującym "pokazem jedności".

Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem