Strzelba, która wisi na ścianie w pierwszym akcie, musi wypalić w ostat nim – twierdził Antoni Czechow, rosyjski dramaturg. W dramatopisarstwie oznacza to ni mniej ni więcej, że nie należy zaśmiecać fabuły szczegółami bez znaczenia. Ale w polityce oznacza to, że jak strzelba już została powieszona, to z całą pewnością wypali.

W jesiennym expose premier Donald Tusk oświadczył, że duchowni powinni uczestniczyć w powszechnym systemie ubezpieczeń społecznych. Nie wykluczył przy tym nawet zmian w konkordacie. Od razu jednak było wiadomo, że likwidacja Funduszu Kościelnego, z którego opłacane są składki emerytalne dla osób duchownych, nie będzie prostą sprawą. Na dodatek ta skórka nie jest warta wyprawki, bo rzecz idzie o blisko 90 mln złotych, a więc w skali budżetu o nie duże pieniądze. Za to próbując zlikwidować ten Fundusz, Tusk otworzył konflikt z Kościołem, którego w poprzedniej kadencji unikał jak ognia. Nie bez powodu przez cztery lata PO wyłącznie mówiła o uchwaleniu ustawy o in vitro, ale ostatecznie do tego nie dopuściła, bo mogłoby to narazić ją na krytykę Kościoła katolickiego.

Sporo analiz poświęcono kwestii, dlaczego Tusk niespodziewanie postanowił pójść na wojnę z Kościołem. Odpowiedzi było kilka: np., że je go słynna wrażliwość na społeczne nastroje podpowiedziała mu, iż w Polsce pojawiła się moda na antyklerykalizm. Albo że jest to próba przytrzymania przy PO tych wyborców, którzy zrażeni konserwatyzmem partii rządzącej coraz częściej zerkają w kierunku Ruchu Palikota i SLD. Możliwe też, że premierowi chodziło o wysłanie sygnału, iż wszystkie grupy społeczne, nawet księża, muszą ponieść solidarnie koszta narastającego kryzysu.

Tyle że to lewica powiedziała „sprawdzam" i złożyła wniosek o likwidację Funduszu. Zaowocowało to awanturą, gdy posłowie Ruchu Palikota odegrali niesmaczną, antyklerykalną szopkę w Sejmie. Na dodatek premier musiał wysłuchać gorzkiej prawdy, że najpierw coś zapowiada, a później tego nie realizuje. Bo na razie nie ma żadnych sygnałów, iż w sprawie Funduszu coś się zmieni. Na dodatek Tusk oznajmił, że Kościół katolicki jest dla nie go ważniejszy niż 90 mln zł. A to już oznacza całkowitą zmianę frontu. Możliwe, że spadające sondaże PO przekonały premiera, iż nie warto wojować z Kościołem. A może zobaczył, że wiatr antyklerykalizmu, który wniósł do Sejmu Ruch Palikota, jest jedynie zefirkiem.