Trudniej jest żyć, gdy się od siebie wymaga. Myślenie o perspektywie małżeństwa, rodziny, trwałej miłości, odpowiedzialności za związek – prawdziwe dorosłe życie jest trudne. Pod górkę mają więc wszyscy ci, którzy przekazują trudne prawdy o życiu: że trzeba ciężko pracować, ograniczać swoje zachcianki itd. Jeżeli nagle wprowadzimy w jednym szkolnym przedmiocie ideologię całkowicie z tym sprzeczną: że możemy realizować swoje zachcianki seksualne do oporu, że partnerów można zmieniać do woli, a w życiu seksualnym chodzi głównie o satysfakcję – to utrudnimy pracę prawdziwym wychowawcom, także i rodzicom. Trudno pokazywać młodemu człowiekowi, co w życiu jest naprawdę ważne, gdy inni przedstawiają mu w tej samej szkole drogę prostszą i przyjemniejszą... Część młodzieży pewnie taką drogą pójdzie, ale to będzie skutkowało większą narkomanią, alkoholizmem i myślami samobójczymi.
Nie za dalekie wyciąga pan wnioski?
Z badań naszego instytutu przeprowadzonych wśród prawie 7 tys. gimnazjalistów w latach 2010–2012 odkryliśmy silny związek seksualizacji z nadużywaniem alkoholu i narkotyków, a także z myślami samobójczymi wśród młodzieży. Jeżeli zamiast delikatnego i głębokiego myślenia o relacjach międzyludzkich, młodzież zaczyna myśleć o tym płytko – na zasadzie: „jeżeli to przyjemne, to uprawiajmy seks” – powstaje pustka psychologiczna. Jest naturalny język wyrażania miłości i mamy do niego narzędzia, np. nasze ciało. Jak idziemy do młodzieży i odwołujemy się do ich marzeń o miłości, ich pragnień związanych ze szczęściem, to budzimy w nich nadzieję. Nawet ci, którzy są w depresji, myślą, że warto się postarać, przetrwać trudny czas, bo w przyszłości mogą zbudować coś pięknego.
No dobrze, ale dlaczego właściwie młodzi mają się powstrzymywać od przyjemności?
Młodzież, dla której miłość to seks, inaczej przeżywa pierwsze związki. Zaczyna się pojawiać wiele problemów, które mogłyby nie mieć miejsca, gdybyśmy potrafili dotrzeć do tych ludzi z prawdziwą nadzieją. Edukacja seksualna proponowana przez WHO nie dostrzega tego typu zjawisk i nie odpowiada na te problemy, ponieważ bardziej niż na nauce jest oparta na ideologii. Nie możemy zakładać, że skoro młodzież i tak uprawia seks, to nauczmy ją, jak to robić bezpiecznie. To tak, jak byśmy założyli, że skoro młodzież i tak bierze narkotyki, to nauczmy ją, jak mądrze z nich korzystać. Po prostu jeżeli nauczyciel nie wierzy w możliwości wychowanka, to niewiele będzie w stanie z niego wykrzesać. Prawda jest taka, że w gimnazjum mamy 90 proc. młodzieży przed inicjacją seksualną, a tylko 10 proc. już po niej. Pomysł, by dostosowywać program do mniejszości, wydaje się więc absurdalny.