Powołany przez premiera zespół, który ma przybliżyć opinii publicznej raport komisji Millera, zaprosił wczoraj dziennikarzy na długo wyczekiwaną konferencję prasową. Wcześniejsze spotkania rządowych ekspertów z mediami budziły pewne wątpliwości. Nie wszystkie redakcje były na nie zapraszane. Nie można było ich również relacjonować.
Wczorajsze spotkanie na żywo transmitowały najważniejsze stacje informacyjne. Czterech byłych członków komisji Millera odpowiadało na pytania prawie dwie godziny.
Maciej Lasek i jego zespół przygotowali się na polemikę z „teoriami alternatywnymi na temat wypadku w Smoleńsku" (jak ujęli to w temacie konferencji). Jednak większość pytań dziennikarzy dotyczyła raportu, którego oni są autorami. Nie tylko musieli bronić swoich tez, ale również wyjaśniać wątpliwości dotyczące swej pracy.
Otwarta konfrontacja to przełamanie pasma wizerunkowych porażek powołanego przed ponad miesiącem zespołu. Nie można już mu zarzucić, że unika dyskusji, czy też, że jest niedostępny dla dziennikarzy. A w internetowych relacjach z konferencji wybijały się korzystne dla niego sformułowania jak: „Lasek obala teorie Macierewicza" czy „dowody wykluczają wybuch".
Jednak to, co zespół Laska przywołuje jako argumenty na brak wybuchu na pokładzie tupolewa 10 kwietnia 2010 r., kierowany przez Antoniego Macierewicza (PiS) zespół parlamentarny wykorzystuje na potwierdzenie tezy o eksplozji. „Świadkowie nie potwierdzają odgłosów wybuchów" – napisali w swej prezentacji przedstawiciele zespołu Laska. – Zebraliśmy relacje 24 świadków, którzy słyszeli lub widzieli efekty wybuchu – mówił kilka godzin później Macierewicz, który wraz ze współpracującymi z nim ekspertami z USA zwołał konferencję prasową, by polemizować z tezami rządowych specjalistów.