Polacy: „nie" dla fiskalizmu i opresyjnego państwa

Doszliśmy do granicy dokręcania nam fiskalnej śruby i tolerancji dla państwa. Polacy buntują się przeciwko nakładanym na nich daninom.

Publikacja: 07.08.2013 20:31

Polacy: „nie" dla fiskalizmu i opresyjnego państwa

Foto: Fotorzepa, Adam Sankowski, pełnomocnik Komitetu RAZEM Adam Sankowski

Tysiące telefonów w gminach po kilku słowach prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, który jak opisywaliśmy, podważył prawo do obsługiwania fotoradarów przez straż miejską.

Spalona w maju tego roku w Jeżowem, przy drodze krajowej nr 19, przez wściekłych kierowców „mennica inspekcji".

Rekordowy odsetek Polaków, którzy mówią „nie" płaceniu podatków. Ostatnie badania CBOS wskazują, że zaledwie 76 proc. rodaków uważa, że ich obowiązkiem jest opłacanie tych danin. To istotny spadek – w 1999 roku uważało tak 87 proc.

Co łączy te historie? Postępujący bunt przeciw dociskaniu nam fiskalnej i opresyjnej śruby. Jaki jest podstawowy problem z naszym fiskalizmem? Niemałym – przypomnijmy, że przez trzewia państwa przechodzi prawie 43 proc. naszego PKB. A z przeciętnej pensji, jak wylicza Instytut Globalizacji, Polak oddaje państwu w formie podatków i składek 53 proc. – mniej dostaje na rękę, niż zabiera mu rząd. Tym kłopotem jest brak związku między finansowym wysiłkiem obywateli a jakością dostarczanych mu przez rząd usług.

Większość obszarów, za które odpowiada państwo, kuleje, niekiedy jest w stanie zapaści. Sądy? Trzy lata trzeba czekać na najprostszy wyrok. Zdrowie? Dwa lata w kolejce na zabieg usunięcia zaćmy. Drogi? Po 24 latach od odzyskania niepodległości wciąż nie mamy sieci szybkich tras. Szkoły? Pracują na trzy zmiany, nie oferują dodatkowych zajęć. Przedszkola? Wciąż niedostępne. E-administracja. Wciąż w powijakach.

Państwo staje się nie tylko coraz bardziej fiskalne – dość wspomnieć niedawne podwyżki VAT czy składki rentowej, teraz rząd planuje wprowadzenie opłaty audiowizualnej dla TVP, która, bagatela, wyssie z naszych portfeli 2,4 mld zł! Jest też coraz bardziej opresyjne. Nie trzeba chyba wielkiej kwerendy, by przekonać się, jak bardzo urzędnicy są nieprzyjaźni np. przedsiębiorcom. Polsatowski program „Państwo w państwie" co tydzień przynosi kolejną historię z cyklu „jak państwo niszczy człowieka". „Rzeczpospolita" też co chwilę opisuje jakąś historię osoby skrzywdzonej przez aparat władzy. Powstaje coraz więcej stowarzyszeń i organizacji, które skupiają takich ludzi. Podobnie jest z normalnymi ludźmi. Wizyta w urzędzie często przypomina starcie Dawida z Goliatem niż realną pomoc obywatelowi. Na drogach tropią nas setki fotoradarów, lotnych patroli policji, a minister Sławomir Nowak nazywa mordercami tych, których marzeniem jest pokonać 100 km szybciej niż w trzy godziny.

Rządowi już dawno powinna zapalić się czerwona lampka. I nie chodzi tu wyłącznie o pouczającą lekcję ekonomisty Arthura Laffera, który na swojej krzywej udowodnił, że nadmierny fiskalizm powoduje de facto spadek budżetowych wpływów. Chodzi o coś więcej. O towar u nas niezwykle deficytowy – zaufanie społeczne. Jeśli dalej rządzący będą wobec obywateli zachowywać się jak „państwo drapieżca", to albo uciekniemy do szarej strefy, albo wyemigrujemy. A jedno i drugie to prosta droga do katastrofy.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości