Rz: Wybrałby się pan na referendum edukacyjne?
Oczywiście. Przecież ono dotyczy postulatów programowy ch PJN. To my trzy lata temu mówiliśmy, żeby zlikwidować gimnazja, że znika historia ze szkół. Wtedy wszyscy wzruszali ramionami. Cieszę się, że dzisiaj te hasła są niesione na innych sztandarach. Żałuję tylko, że państwo Elbanowscy, inicjatorzy referendum, chcą się trzymać z daleka od polityki. To oznacza, że jeżeli idea referendum np. upadnie w Sejmie, nie będzie dalszego ciągu tej sprawy. Cały potencjał społeczny zgromadzony przez Elbanowskich nie zostanie wykorzystany.
Wy chcieliście ich przyciągnąć do PJN i przejąć ten potencjał.
Nie o to chodzi. Nawet gdyby Elbanowscy powiedzieli, że zakładają własną partię, to bym to uszanował i powiedział, że to dobra decyzja. Bo jeżeli takich wydarzeń nie przekuwamy na politykę, znikają albo stają się mało ważne. A ten potencjał społeczny jest niesłychanie ważny. Dopóki reforma dotycząca sześciolatków była dyskutowana między politykami, Platforma bardzo łatwo ucinała debatę, mówiąc, że PiS ją krytykuje, bo walczy o władzę.
A w ogóle jest to banda frustratów. Tutaj mamy do czynienia z milionem podpisów obywateli, których nie można skwitować stwierdzeniem, że to są wariaci, frustraci czy niedorobieni politycy.