Sławny starożytny polityk rzymski Katon, słynął niegdyś z tego, że każdą swoją przemowę, niezależnie od jej tematu, kończył zdaniem: "A poza tym sądzę, że Kartaginę należy zniszczyć". Mam wrażenie, że w naszym życiu publicznym mamy aż nadto takich współczesnych Katonów, czyli ludzi, którzy niezależnie od tematu zawsze potrafią znaleźć nawiązanie do swoich ulubionych wrogów. Dla Tomasza Lisa Kartaginą jest na przykład PiS, dla polityków PiS - Donald Tusk (słynna "wina Tuska"). W sferze kościelnej Katonem jest na przykład naczelny ekspert od wszystkiego co chrześcijańskie, szef platformianego think-tanku Jarosław Makowski (z wykształcenia teolog). Jest szeroko rozumiany polski Kościół. Nie, żebym uważał, by niepotrzebna była krytyka Kościoła w Polsce - krytyka się na pewno należy i również mam nadzieję, że duch franciszkański natchnie także i naszych biskupów i innych katocelebrytów. Kiedy jednak to samo powtarzane jest, zupełnie bezrefleksyjnie, przy każdej okazji, traci to trochę swój sens i trąci zwykłym - przepraszam za wyrażenie - hejterstwem. A oto przykład.
Wspomniany pan Makowski napisał tekst o tym, co znaczy wybór papieża Franciszka na człowieka roku amerykańskiego tygodnika Time (osobiście znaczenia tego bym nie przeceniał, bo "ludźmi roku Time'a był np. również Mahmud Ahmadineżad). Jego tekst na blogu w "Polityce" jest ciekawy, a miejscami nawet piękny:
W świecie, w którym boimy się autorytetów, jak diabeł święconej wody, bo zamieniliśmy ich na celebrytów, papież jawi się niczym niekwestionowany lider. Franciszek swój autorytet nie buduje przez to, że chce uchodzić za „moralnego atletę", ale odsłania się jako człowiek, który nie poddaje się w boju o lepszy świat. Świat, w którym każdy biedny, wykluczony, poniżony, zdaniem papieża, woła o pomstę do nieba.
[Papież] pokazuje, jak niegdyś św. Franciszek czy Martin Luther King, że prawdziwa rewolucja nie dokonuje się sferze polityki. Prawdziwa rewolta zaczyna się w sferze ducha.
(...)apież Franciszek dowodzi, że zmiana, której on sam jest symbolem, budząc uznanie także tych, którzy nie podzielają jego wiary, może przyjść nawet z tak anachronicznej instytucji, jaką jest dziś Kościół rzymskokatolicki. To jasny znak także dla polityków, jak świat długi i szeroki, którzy nauczyli się mówić, że „nic się nie da zrobić". Otóż da się zrobić i to dużo. Potrzebna jest tylko nadzieja, konsekwencja i determinacja.