Muniek Stascyk zainaugurował Wguanoskok i wcale mu nie przeszkadzało, że kiedy nazajutrz syreny obwieszczą Godzinę W, to Wguanoskoki, zamiast oddychać warszawską „spaliną", nie będą miały już jasności nawet co do tego, czy robi się im kultowy oprysk gnojówką ze strażackiej centryfugi, czyli też niniejszym spływa na nich oświecenie z ust Środy, czy księdza Lemańskiego. Lubo, czy firma Jurek, Kupa Złotych Melonów i Mrówka robi sobie jaja z Powstania, obwieszczając minutę ciszy.
Nie tylko zresztą firma Jurek, Kupa Złotych Melonów i Mrówka poważnie potraktowała datę Wguanoskoku na kościerzyńskich błoniach. Złowieszcza Godzina W od miesiąca stawiała na nogi cały resort.
-„Jakie wartości wychowawcze ma totalna klęska? Jakie ma pozytywne działanie przez wiele wieków? Chyba to, że już nigdy kretyni nie będą wiedli dzieciaków na barykady!" – na taki, murzyński lid naciągnął internetowy portal sędziwego AK-owca Stanisława Likiernika już pod koniec czerwca. Jakże nie jęknąć boleśnie pod razem wymierzonym taką ręką. Ciosy z najmniej spodziewanej strony zdarzają się coraz częściej. A jednak...nie.
Nic nie boli, kilo soli, ponieważ są to głosy najmłodszych powstańców, którzy nie znali kulis. Dzisiaj, po 70 latach, wzorcem takiej zmyłki wydaje się kariera maturzysty Bartoszewskiego jako naczelnego zbawcy Żydów polskich, wzrosłego do rozmiarów giganta we własnych opowieściach zwanych wykładami, ponieważ twórczyni i prawdziwa szefowa organizacji „Żegota" Zofia Kossak od lat nie żyje. A jeżeli Stanisław Likiernik śpiewa na jedną nutę z wrogami polskiej suwerenności, to nie może mieć racji.
Jego trzy cytowane zdania są demagogiczne i kłamliwe. Powstanie nie poniosło przecież totalnej klęski. Jakkolwiek okupione wielką ofiarą, było zwycięstwem wspaniałym i nieocenionym. Stalin i świat przestraszyli się dzięki niemu swojego dealu. Dzięki Powstaniu nie wiemy, co miało zostać z nas i tej ziemi w siedemnastej republice, a nasi dziadowie nie wylądowali w Donbasie, na budowach Biełomorkanału, albo w innym Magnitogorsku i my dotąd słabo gadamy po rusku. Jeszcze w latach 60-tych za prywatną uwagę o tym sukcesie Powstania Warszawskiego szło się do więzienia. Znaczy – było za co.