"Ostatni Polak, który zaszedł tak wysoko, ma teraz tysiące brzydkich pomników porozrzucanych po całym kraju" - zażartował w piątek na Twitterze dziennikarz "Financial Times" Jan Cieński, robiąc niezwykle elegancką aluzję do kultu św. Jana Pawła II. Cieński zasugerował w ten sposób, jaki los może spotkać polskiego premiera, jeśli zostanie wybrany "Prezydentem Unii Europejskiej".
Dziś, kiedy wybór ten stał się rzeczywistością, a cały kraj - mimo obficie wylewanych jeszcze kilka dni temu łez i błagań, by premier został w kraju - hucznie świętuje, dziś możemy zapytać: czy aby na pewno bon mot Cieńskiego był żartem?
Przeglądając dzisiejszą prasę, można bowiem odnieść wrażenie, że rzeczywiście "nasz premier, nasz prezydent" może zostać niedługo świętym. Jako podstawę do kanonizacji może posłużyć na przykład reportaż trójmiejskiej "Wyborczej" o tym, jak wiadomość o intronizacji Tuska przyjęli mieszkańcy jego miasta, Sopotu.
Jak zatem jest w Sopocie? Pozornie jest tak jak było...
Dzień po ogłoszeniu decyzji o objęciu przez Donalda Tuska funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej życie w kurorcie toczy się normalnie - ludzie spacerują z psami, jeżdżą na rowerach, robią zakupy w sklepach. Pod domem premiera przy ul. Władysława Syrokomli też niewiele się zmieniło. Gdyby nie obecność dwóch czarnych limuzyn "borowików" i kilku paparazzich na chodniku, nikt by nie pomyślał, że w skromnym wielorodzinnym budynku mieszka premier Polski, a od wczoraj - prezydent Europy.