"Jego nieprzewidywalność nie zna granic" - miała złościć się na Władimira Putina Angela Merkel podczas niedawnego szczytu Rady Europejskiej w Brukseli. Podobne słowa egzasperacji nad rosyjską nieprzywidywalnością wygłaszali też w ostatnich czasach inni liderzy, zaskoczeni najwyraźniej tym, że autorytarny, imperialny reżim może kierować się innymi zasadami niż liberalna europejska demokracja.
Być może jednak problem nie leży w nieprzewidywalności Putina, lecz wręcz przeciwnie: w zbytniej przewidywalności.
Do takiego wniosku można dojść przeglądając stare publikacje prasowe sprzed rosyjskiej agresji na Ukrainie. Na przykład relację "Guardiana" z międzynarodowego w Jałcie, które odbyło się 22 września 2013 roku. Dyskusja dotyczyła wówczas - podobnie jak dziś - stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską, a obecni byli m.in. unijni przywódcy, w tym Radosław Sikorski, a także Petro Poroszenko i doradca Władimira Putina Siergiej Głazjew. To właśnie ten ostatni stał się gwiazdą wieczoru, przepowiadając niezwykle trafne - jak się okazało - "proroctwo".
Ukraińskie władze popełnią ogromny błąd, jeśli myślą, że rosysjska reakcja będzie neutralna (...) Nie chcemy używać żadnego rodzaju szantażu. To kwestia do rozpatrzenia dla narodu ukraińskiego. Ale pod względem prawnym podpisując umowę stowarzyszeniową z UE, rząd Ukrainy złamie traktat o strategicznym patrnerstwie i przyjaźni z Rosją. A kiedy do tego dojdzie, Rosja nie będzie mogła w dalszym ciągu gwarantować statusu Ukrainy jako państwa i mogłaby zainterweniować, gdyby prorosyjskie regiony kraju poprosiły o to Moskwę. Podpisanie tego traktatu doprowadzi do politycznego i społecznego niepokoju. Poziom życia się dramatycznie obniży (...) w kraju zapanuje chaos.