Niedzielne wybory samorządowe rzucają nowe światło na tezę, że niska frekwencja służy PiS, wysoka zaś Platformie. Porównanie wyników wyborów do sejmików oraz frekwencji pozwala wyciągnąć pouczające wnioski.
Najwięcej uprawnionych do głosowania, ponad 50 proc., poszło do urn w województwach świętokrzyskim, lubelskim i małopolskim. Najmniej – w dolnośląskim i opolskim. Tak się składa, że w pierwszych wygrał PiS, w drugich PO. Jeszcze ciekawiej jest, jeśli zestawimy wyniki z wielkością miejscowości. Największe zwycięstwo PiS nad PO zanotowano na wsiach (35 do 25 proc.), a Platformy nad PiS – w metropoliach powyżej 500 tys. mieszkańców. W dużych miastach frekwencja wyniosła 39 proc., na terenach wiejskich – niemal 52 proc.
Co ciekawe, wsie były jedynym typem miejscowości, w którym partia Jarosława Kaczyńskiego wygrała. Nie tylko w metropoliach, ale też w miastach do 50, 200 i 500 tys. mieszkańców zwyciężała PO. Jeśli zaś uwzględnimy fakt, że to w miastach mieszka ponad 60 proc. Polaków, widać, jak duży wpływ na wynik elekcji miały głosy wyborców ze wsi. To, że znacznie więcej poszło z nich głosować, sprawiło, że ich głos stał się ważniejszy w skali kraju.
Warto oczywiście poczynić kilka zastrzeżeń metodologicznych. Przede wszystkim to dane oparte na danych IPSOS z exit polls, a więc mogą się jeszcze zmienić na korzyść frekwencji w dużych miastach (gdzie sporo ludzi głosuje w ostatniej chwili, czego mogą nie uchwycić sondażowe badania). Po drugie, cztery lata temu frekwencja w województwach, w których wygrywała PO, również była niska, w tych bardziej konserwatywnych była wyższa (według IPSOS frekwencja w ostatnią niedzielę była odrobinę niższa niż w poprzednich wyborach samorządowych). Warto też przypomnieć, że wyrażona procentami frekwencja ma inne znaczenie zależnie od tego, czy wybiera się władze lokalne, parlament czy też prezydenta RP. Najkrócej rzecz ujmując, inna grupa ludzi głosuje na radnych i wójtów, trochę inna na europosłów, inna na posłów i senatorów, wybory prezydenckie przyciągają zaś jeszcze inną grupę.
Jeśli jednak porównamy wyniki poprzednich wyborów z sondażowymi wynikami niedzielnego głosowania, uzyskamy ciekawy wynik. W 2011 roku w wyborach do Sejmu PiS dostało 30 proc., PO 39. W majowych eurowyborach: PiS – 31,8, a PO – 32,1. Teraz exit polls wskazują, że PO zdobyła 27,3 proc., a PiS 31,5. Zaskakuje nie tyle dość wyrównane i stałe poparcie dla partii Kaczyńskiego, ile zdecydowany spadek poparcia dla ugrupowania Ewy Kopacz.