Pierwszy dzień lutego rozpoczął się dla Japończyków tragiczną wiadomością. Państwo Islamskie zamieściło nad ranem nagranie video, na którym pokazano Japonii i światu egzekucję drugiego japońskiego zakładnika. Był to Kenji Goto, dziennikarz-freelancer, znany z działań na rzecz praw człowieka. Niestety nie udało się go uratować, nawet pomimo zmasowanego ataku japońskiej dyplomacji współpracującej w tym celu z jordańskimi urzędnikami.
Skomplikowane negocjacje
Był moment, gdy wydawało się, że Kenjiego uda się uratować i sprowadzić do kraju. Po pierwszym ultimatum, które zakładało 200 mln dolarów okupu za dwóch porwanych Japończyków, okazało się, że przy życiu pozostał już tylko jeden porwany. Goto miał zostać oswobodzony w zamian za wypuszczenie na wolność irakijskiej bojowniczki. Sajida Mubarak al-Rishawi to niedoszła samobójczyni z zamachów na hotel w Ammanie, do których doszło w 2005 roku. Wraz z nim miał zostać uwolniony także jordański pilot, Muath al-Kasaesbeh, ale po kilku dniach wzmożonych negocjacji, które śledził cały świat, negocjator wysłany do Jordanii z Tokio stwierdził, że zamiast postępów w rozmowach z porywaczami osiągnięto pat. Kolejnym etapem historii była już wiadomość o śmierci zakładnika.
Historia porwanych Japończyków bardzo poruszyła narodem, który rzadko kiedy daje prawdziwy wyraz swoim emocjom. Dziesiątki ludzi protestowały przed kancelarią premiera w niedzielę po tragicznych wieściach o Kenjim, wcześniej wielokrotnie zbierano się na kilkugodzinne czuwania w intencji zakładnika. Przez media społecznościowe przetaczały się fale poparcia dla dziennikarza, ludzie robili sobie zdjęcia z napisami „I am Kenji" na wzór „Je suis Charlie" po styczniowych historiach z islamskimi ekstremistami w Paryżu.
To, czego nie wolno
To takie nie japońskie, że ludzie wychodzili na ulice, by wyrazić swoje oburzenie. To takie nie japońskie, że premier Abe cedził przez zaciśnięte zęby ostre słowa, mówiące o okrucieństwie terrorystów. To takie nie japońskie wreszcie, by matka Kenjiego, Junko Ishido załamywała się publicznie przed kamerami i apelowała z pokładów matczynej miłości o zrobienie wszystkiego, by uratować jej syna. To także takie nie japońskie, by żona dziennikarza, Rinko Jogo, przełamała milczenie i uległa żądaniom porywaczy, by opublikować ich pogróżki do całego świata. Najbardziej po japońsku z kręgu osób biorących udział w całym wydarzeniu zachował się starszy brat Kenjiego, Junichi.
W pierwszej kolejności nie rozpaczał nad losem zmarłego, ale podziękował rządowi swojego kraju. Dodawał także, że pomimo dumy z dokonań brata, uważał, że tym razem sam naraził się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. To w takich słowach, a nie w powtarzanych obrazach z egzekucji Kenjiego Goto Japończycy widzą prawdziwy duch swojej mentalności. Słowa umniejszające własną stratę, a podnoszące znaczenie pomocy otrzymanej z zewnątrz to istota mentalności kraju, który woli trzymać emocje głęboko ukryte za zasłoną kamiennych twarzy. To już jest japońskie i, według tradycji, godne naśladowania.