Sobotnie starcie dwóch głównych rywali majowych wyborów prezydenckich podtrzymuje kampanijne emocje, których świadkami byliśmy w ostatnich tygodniach. Prezydent Bronisław Komorowski, którego otoczenie po lutowej konwencji Andrzeja Dudy odżegnywało się od "baloników i konfettii", miał okazałą imprezę w Warszawie.
Duda podkreślał, że prosił sztabowców, by nie robili mu na Wyspach wiecu poparcia, bo chciał dowiedzieć się, "co sprawia, że Wielka Brytania jest dla Polaków rajem". W polskiej szkole sobotniej (Polonia wynajmuje szkołę i organizuje tam lekcje dla dzieci i imprezy społeczno-kulturalne dla rodziców) otrzymał dość gorzką diagnozę, niekoniecznie wyjętą z programu PiS.
- Jako osoba samozatrudniona płacę tu w przeliczeniu na polskie 800 zł składek rocznie. Ja się boję wrócić do Polski, gdzie miałabym płacić 1000 zł rocznie. ZUS jest największym problemem, który nie pozwala nam wrócić - mówiła jedna z kobiet. Emigranci skarżyli się też na podejście urzędników, którzy traktują przedsiębiorców jak wrogów i postulowali obniżenie kwoty wolnej od podatku co pozwoliłoby zachować więcej pieniędzy w kieszeniach obywateli.
Tylko ten ostatni postulat znalazł odzwierciedlenie w umowie programowej Dudy, którą zawarł w zeszłym tygodniu. PiS kwestii reformy ZUS śmielej nie podnosi. Kandydat PiS przyznał, że problem ten pojawia się w czasie jego rozmów z Polakami podczas objazdu Polski "Dudabusem", ale zastrzegł, że nie ma jeszcze "pełnego obrazu".
W końcu przyznał: - Nikt w tej sprawie nie zrobił nic od 1989 roku. Albo się bali, albo jak już się brali, to drenowali system. Reforma ZUS jest sprawą konieczną. Jeżeli jej nie zrobimy, to państwo jest na równi pochyłej. Z jednej strony wysokie składki mordują przedsiębiorczość, a z drugiej pieniędzy nie starcza dla emerytów - przekonywał. Na konferencji prasowej dodał zaś, że im niższe składki, tym potem mniejsze świadczenia. Przypomniał, że na Wyspach uzupełnia się to indywidualnymi ubezpieczeniami.
Dudzie udało się jednak znów narzucić temat kampanii. Choć w sondażach to on goni urzędującego prezydenta, to znów jest tym, który wyznacza pole gry. Zresztą skutecznie, bo kwestia emigracji znalazła się w warszawskim przemówieniu Komorowskiego. Po ośmiu latach rządów PO, nie jest to jednak temat dla polityków tej partii wygodny.
Obrazki w otoczeniu zwykłych rodzin były zaś jak nawiązanie do tytułu wydanej ostatnio książki prezydenta ("Zwykły polski los"). To może być główna oś sporu tej kampanii. Komorowski na tle PO, postrzeganej (według jej badań) jako zimna, technokratyczna partia ze szklanego wieżowca, jawił się jako ten, który ten "zwykły los" dobrze rozumie.
W pierwszej fazie kampanii Duda przekonywał, że jest od swojego rywala bardziej energiczny. Teraz chce pokazać kontrast na dużo trudniejszym dla siebie polu. Obie kampanie w najbliższych tygodniach będą koncentrować się na trasach dwóch kandydackich busów. To tam rozegra się starcie o wiarygodność w tym obszarze.