Czy Andrzej Duda ma zadatki na zbawiciela?

Analiza „Rzeczpospolitej”: Przeciwnikom prezydenta elekta nie podoba się jego przywiązanie do Kościoła. Z kolei jego zwolennicy na każdym kroku chcą widzieć w nim mesjasza. Obu stronom brakuje dystansu.

Aktualizacja: 09.06.2015 21:21 Publikacja: 08.06.2015 22:02

Andrzej Duda

Andrzej Duda

Foto: Fotorzepa,Jerzy Dudek

„Sprofanował hostię", „Każdy katolik wie, że gdy hostia upadnie, nie wolno jej podnosić osobie świeckiej. Co z niego za katolik?" – tego typu komentarze pojawiły się w mediach społecznościowych, gdy w niedzielę prezydent elekt Andrzej Duda podniósł z ziemi hostię i zaniósł kardynałowi Kazimierzowi Nyczowi.

Podobne – niezbyt przychylne – komentarze dotyczące religijnego zaangażowania Andrzeja Dudy pojawiają się od czasu ogłoszenia wyników prezydenckich. Internetowym hejterom nie podobała się jego wizyta na Jasnej Górze, potem udział w procesji Bożego Ciała w Krakowie i wreszcie niedzielne podniesienie hostii w Warszawie.

Tymczasem Andrzej Duda zachował się właściwie. Nie dopuścił do dalszego sponiewierania Najświętszego Sakramentu. Przepisy liturgiczne nie regulują wprawdzie takich sytuacji – trudno bowiem uregulować każde zdarzenia losowe – ale zdrowy rozsądek podpowiadał właśnie tego typu zachowanie.

Teoretycznie hostię powinien podnieść kapłan lub inna osoba udzielająca komunii (dla wiadomości domorosłych liturgistów: może być nią także osoba świecka i to niekoniecznie tzw. nadzwyczajny szafarz Eucharystii), ale kiedy jest to niemożliwe, bo np. kapłan nie zauważył upadku, każdy wierny może podnieść hostię i z szacunkiem odnieść ją osobie udzielającej komunii. I Andrzej Duda właśnie tak postąpił. Odniósł hostię kard. Nyczowi, który kilka chwil wcześniej udzielił mu komunii.

Nie ma w tym wypadku mowy o jakiejkolwiek profanacji! Do jej zaistnienia potrzebna jest intencja, a tej tu ewidentnie nie było.

Internetowym hejterom nie podoba się, że Andrzej Duda jest po prostu sobą i nie wstydzi się swojej wiary. Stąd pewnie wymysły, że niedzielne zdarzenie było klasyczną ustawką potrzebną sztabowi nowego prezydenta do budowy jego wizerunku prawdziwego Polaka katolika. W ich mniemaniu najlepiej byłoby, gdyby Andrzej Duda w okresie prezydentury zawiesił swoją przynależność do Kościoła katolickiego. Nie jeździł do Częstochowy, nie pojawiał się na żadnych publicznych uroczystościach religijnych. Jak chce praktykować, niech robi to w zaciszu kaplicy w Pałacu Prezydenckim. Nie śmiem polemizować z takimi tezami.

Przesada pojawia się także w obozie sympatyków nowego prezydenta. Dwa tygodnie temu na tych łamach pisałem, że zwycięstwo Andrzeja Dudy w uroczystość Zesłania Ducha Świętego może zostać potraktowane jako dowód ingerencji Boskiej w sprawy polskie. Część komentatorów potraktowała to jednak zbyt serio. W niedzielnym zdarzeniu z Wilanowa niektórzy już się dopatrują czytelnego znaku, jakoby Bóg namaścił Andrzeja Dudę na mesjasza, który ma odnowić, a może nawet zbawić Polskę. Bo do podniesienia hostii doszło przy Świątyni Opatrzności Bożej, która stoi przy ul. kard. Augusta Hlona. A do tego patronem prezydenta elekta jest św. Andrzej Bobola...

W życiu nie ma przypadków, ale dorabianie do wszystkiego ideologii i wpadanie ze skrajności w skrajność może bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Ale zawsze potrzebna jest odrobina dystansu.

Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Publicystyka
Kazimierz Groblewski: Sztaby wyborcze przed dylematem, czy już spuszczać bomby na rywali
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne