Reklama
Rozwiń
Reklama

Jerzy Haszczyński: Czy Donald Trump wywalczył pokój dla Gazy? Rysują się problemy

Główny problem z planem pokojowym Donalda Trumpa polega na tym, że Hamas ma natychmiast pójść na totalne ustępstwa, a Izrael może w przyszłości spełni warunki porozumienia. Choć już sugeruje, że niektórych spełnić nie zamierza.

Publikacja: 30.09.2025 05:00

Beniamin Netanjahu i Donald Trump

Beniamin Netanjahu i Donald Trump

Foto: REUTERS/Jonathan Ernst

„Historyczny dzień dla pokoju”, może jeden z „najważniejszych w historii cywilizacji” - ogłosił w poniedziałek wieczorem polskiego czasu prezydent USA po rozmowach z premierem Izraela. Pokój ma zapanować nie tylko w Strefie Gazy, gdzie wojna rozpoczęta wielkim atakiem terrorystycznym Hamasu trwa od prawie dwóch lat, ale i w całym regionie.

Reklama
Reklama

Donald Trump od dawna zapowiadał budowę nowego Bliskiego Wschodu, w którym Izrael miałby normalne stosunki z państwami arabskimi, zapewniające nieskrępowane prowadzenie interesów. A nawet szerzej – normalizacja stosunków z Izraelem miałaby objąć również państwa muzułmańskie spoza regionu (w ostatnich rozmowach uczestniczyły także Indonezja i Pakistan, które nie utrzymują stosunków dyplomatycznych z Izraelem).

Plan Donalda Trumpa jest ambitny i dalekosiężny. Na końcu jest państwo palestyńskie. Co na to Izrael?

Do zapowiedzi wielkich zmian trzeba jednak podchodzić ostrożnie. 20-punktowy „wszechstronny plan prezydenta Donalda Trumpa zakończenia wojny w Gazie”, który przedstawiono w poniedziałek, jest bardzo ambitny i dalekosiężny.

Reklama
Reklama

Plan zawiera sporo pułapek, zwłaszcza dla Hamasu. Ale i elementów nie do przyjęcia dla Izraela. Premier Beniamin Netanjahu zapewnił co prawda, że popiera plan Trumpa, i nazwał prezydenta „najlepszym przyjacielem, jakiego Izrael kiedykolwiek miał w Białym Domu”, ale zachwalał publicznie tylko to, co jest równoznaczne z „osiągnięciem naszych celów wojennych”. 

Międzynarodowe uznanie dla Palestyny

Międzynarodowe uznanie dla Palestyny

Foto: PAP

Przede wszystkim nie poparł publicznie tego, co jest zwieńczeniem planu amerykańskiego prezydenta, czyli powstania państwa palestyńskiego. Po drodze trzeba spełnić wiele warunków, ale na końcu ma ono zaistnieć, bo Trump uznaje „aspiracje narodu palestyńskiego” do samookreślenia i państwowości. 

Czytaj więcej

Netanjahu do Amerykanów: państwo palestyńskie to jak państwo Al-Kaidy pod Nowym Jorkiem

Jest nawet gorzej – Beniamin Netanjahu podziękował w poniedziałek Donaldowi Trumpowi za „jasne” sprzeciwienie się uznawaniu państwa palestyńskiego (co ostatnio uczyniły ważne kraje Zachodu: Wielka Brytania, Kanada, Francja i Australia). W piątek, występując na forum ONZ, premier Izraela podkreślał, że sprzeciw wobec państwa palestyńskiego to „nie tylko polityka mojego rządu”, ale i stanowisko prawie wszystkich Izraelczyków. Utworzenie takiego państwa „milę od Jerozolimy” porównał – starając się trafić do Amerykanów – do utworzenia państwa Al-Kaidy milę od Nowego Jorku. 

Donald Trump już nie chce wysiedlać Palestyńczyków ze Strefy Gazy. Koniec projektu „bliskowschodniej riwiery”?

Sprawa państwa palestyńskiego w planie Trumpa jest też ważna dla państw arabskich i muzułmańskich, z którymi Amerykanie ostatnio rozmawiali. Wynika to z poniedziałkowego oświadczenia szefów MSZ Kataru, Jordanii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Indonezji, Arabii Saudyjskiej, Egiptu i Turcji. 

Reklama
Reklama

Szczególnie chwalą oni amerykańskiego prezydenta za to, że zdecydował się chronić Palestyńczyków przed wysiedlaniem ze Strefy Gazy oraz że zapowiedział, że nie dopuści do aneksji przez Izrael drugiego palestyńskiego terytorium, Zachodniego Brzegu Jordanu (ewentualna aneksja, jak przypuszczano, mogła być zemstą za uznawanie przez kraje, takie jak Wielka Brytania i Francja, państwa palestyńskiego). 

W sprawie wysiedlania Palestyńczyków ze Strefy Gazy Trump najwyraźniej zmienił zdanie. Wcześniej nonszalancko to zapowiadał, nie biorąc pod uwagę, że byłaby to, jak uważa wielu ekspertów, czystka etniczna. O wysiedlaniu mówił w lutym, zaraz po objęciu urzędu, gdy przedstawił pomysł uczynienia z tej enklawy bliskowschodniej riwiery pod zarządem amerykańskim. A powtarzał to jeszcze w lipcu, nie używając już nazwy „riwiera”. 

Czytaj więcej

Wielka Brytania i Kanada uznały państwo palestyńskie. Bałtowie boją się gniewu Trumpa

Czy Hamas może zaakceptować warunki przedstawione w planie Donalda Trumpa? Co czeka Gazę, jeżeli tego nie zrobi?

Główna słabość nowego planu Donalda Trumpa polega na tym, że to Hamas ma natychmiast pójść na koncesje, spełnić wszystkie warunki (popierane w pełni przez Izrael), a co będzie dalej, to się okaże. Izrael w każdej chwili może przerwać wycofywanie armii ze Strefy Gazy, które ma się odbywać etapami. Nie mówiąc już o spełnieniu przez Izrael warunków dotyczących samostanowienia Palestyńczyków.  

Palestyna i Izrael po II wojnie światowej

Palestyna i Izrael po II wojnie światowej

Foto: PAP

Reklama
Reklama

Hamas ma w ciągu trzech dni po publicznym zaakceptowaniu planu przez rząd izraelski sprawić, że wszyscy izraelscy zakładnicy, żywi (20) i martwi (28), wrócą do domu. Czyli pozbawić się jedynego poważnego argumentu, jaki terroryści mają w ręku. Potem Hamas ma się rozbroić i stracić na zawsze wpływ polityczny czy jakikolwiek inny na Palestyńczyków oraz pożegnać z Gazą (wyjechać do innych krajów). To brzmi dobrze dla świata, ale czy skłoni hamasowców do poparcia planu? Do wtorku rano nie dali odpowiedzi.

Netanjahu powiedział, co czeka Gazę, jeżeli odpowiedź będzie negatywna albo gdy Hamas „rzekomo poprze” plan, ale potem zrobi wszystko, by się mu przeciwstawić: „Sami zakończymy [tam] naszą robotę”, w sposób łagodny, „co preferujemy”, albo ostry, jeżeli „nasze wszystkie cele nie zostaną osiągnięte” - zapowiedział. 

I tę groźbę Trump poparł.  

Czy uda się znaleźć „technokratycznych, apolitycznych” Palestyńczyków do zarządzania Strefą Gazy?

Są i drobniejsze rozbieżności między tym, co proponuje Trump, a tym, do czego jest skłonny Netanjahu (który na dodatek ma religijnych radykałów i nacjonalistów w rządzie, dla których przewidziana w planie rezygnacja z okupacji Gazy i dalszej aneksji palestyńskich terytoriów jest trudna do przełknięcia; oni chcieliby przywrócić osadnictwo żydowskie w enklawie). 

Reklama
Reklama

Spór rysuje się w sprawie tego, kto ma rządzić w Gazie. W pierwszej fazie planu Trumpa mają nią zarządzać „technokratyczni, apolityczni” Palestyńczycy, nadzorowani przez międzynarodowy „Zarząd Pokoju” z Trumpem na czele. Poza prezydentem USA wymieniony został tylko były brytyjski premier Tony Blair (słabość tej kandydatury polega na tym, że był zaangażowany w projekt „bliskowschodniej riwiery”). 

Czytaj więcej

Netanjahu wciąż podbija Gazę, Zachód traci cierpliwość

W dalszej fazie plan przewiduje przekazanie władzy nad Gazą Autonomii Palestyńskiej. Ma się ona wcześniej zreformować, przewiduje plan Trumpa. Netanjahu nie wierzy jednak w żadną reformę Autonomii Palestyńskiej. Mówił o tym w piątek na forum ONZ, przedstawiając ją jako podobną do Hamasu, jako „nietolerancyjnych fanatyków”, którzy „płacą za zabijanie Żydów”. To Autonomię Palestyńską, zarządzającą częścią Zachodniego Brzegu Jordanu, Netanjahu miał na myśli, strasząc Amerykanów wizją państwa Al-Kaidy oddalonego milę od Nowego Jorku. 

Plan pokojowy dla Strefy Gazy

Plan pokojowy dla Strefy Gazy

Foto: PAP

Autonomia Palestyńska wydała w nocy oświadczenie, że „z zadowoleniem przyjmuje szczere i zdecydowane wysiłki prezydenta Donalda Trumpa”. Szczególnie zadowolona jest z przedstawienia w planie „drogi ku niepodległemu i suwerennemu państwu palestyńskiemu”, w którym, jej zdaniem, ma być też wschodnia Jerozolima. O tym projekt Trumpa jednak nie wspomina. Dla Netanjahu to nie do wyobrażenia, on mówi o „Jerozolimie, niepodzielnej wiecznej stolicy narodu żydowskiego”.

Reklama
Reklama

Pojawia się też pytanie, kim mają być ci zarządzający Gazą apolityczni Palestyńczycy. Szukano ich już wcześniej, bez skutku. Może teraz to się uda? Sytuacja jest bowiem wyjątkowa. Trzeba przyznać, że Trumpowi udało się skupić wokół planu czołowe państwa arabskie i muzułmańskie, które nieczęsto występują razem.  Z jednej strony Katar i Turcja, z drugiej rywalizujące z nimi i między sobą Arabia Saudyjska oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie, plus najludniejsze kraje muzułmańskie Indonezja i Pakistan. Wszystkie zapowiedziały współpracę z USA w celu wprowadzenia planu w życie i „zapewnienia pokoju, bezpieczeństwa i stabilizacji” mieszkańcom regionu.

Czy z wyjątkowej sytuacji wynika, że „historyczny dzień dla pokoju” już nastał, jak ogłosił prezydent Stanów Zjednoczonych? To nie jest niestety pewne. 

„Historyczny dzień dla pokoju”, może jeden z „najważniejszych w historii cywilizacji” - ogłosił w poniedziałek wieczorem polskiego czasu prezydent USA po rozmowach z premierem Izraela. Pokój ma zapanować nie tylko w Strefie Gazy, gdzie wojna rozpoczęta wielkim atakiem terrorystycznym Hamasu trwa od prawie dwóch lat, ale i w całym regionie.

Donald Trump od dawna zapowiadał budowę nowego Bliskiego Wschodu, w którym Izrael miałby normalne stosunki z państwami arabskimi, zapewniające nieskrępowane prowadzenie interesów. A nawet szerzej – normalizacja stosunków z Izraelem miałaby objąć również państwa muzułmańskie spoza regionu (w ostatnich rozmowach uczestniczyły także Indonezja i Pakistan, które nie utrzymują stosunków dyplomatycznych z Izraelem).

Pozostało jeszcze 91% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Publicystyka
Roman Kuźniar: Jak zatrzymać dziwną wojnę w Ukrainie
Publicystyka
Estera Flieger: Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka trzeba dziś bronić przed demokratami
Publicystyka
Władimir Ponomariow: Rosja już w znacznym stopniu przestawiła gospodarkę na tory wojskowe, a NATO nie
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Co pokazuje sto dni prezydenta Karola Nawrockiego
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Niezdolność przełamania impasu
Materiał Promocyjny
eSIM w podróży: łatwy dostęp do internetu za granicą, bez opłat roamingowych
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama