Po wyborach parlamentarnych w 2023 roku w Platformie Obywatelskiej zapanowała atmosfera, która kazała sądzić, że Donald Tusk – jako oczywisty zwycięzca – znalazł „patent na populizm”. Dziś się przekonujemy, jak głęboka była to nieprawda.
Od początku bowiem przyjęto błędne założenie, że to główna partia rządząca jest architektem tamtej wygranej. Że to premier politycznym sprytem i przywódczymi zdolnościami w pełni zagospodarował społeczną wyobraźnię, niwelując czar Prawa i Sprawiedliwości. Mając za sobą ten tryumf, Tusk zdobył mandat, by – jak suflowano – jeździć po Europie i dzielić się swoimi radami, jak pokonać „skrajną prawicę”.
Jak PO i Donald Tusk uwierzyli we własną propagandę
Zignorowano dwa czynniki. Po pierwsze, w tamtych wyborach to PiS osiągnęło najlepszy wynik, a brak utworzenia rządu to skutek skłócenia się z literalnie każdym graczem na scenie politycznej. To były błędy partii Jarosława Kaczyńskiego, nie sukcesy ugrupowania Tuska. Po drugie, różnicę, która sprawiła, że u sterów władzy jest koalicja 15 października, zrobiła Trzecia Droga. To sojusz Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza, który nie pozycjonował się jako „antypopulistyczny”, a swoiście symetrystyczny, dał koalicji te kilka punktów procentowych, które zagwarantowały przewagę w Sejmie. Zresztą wspominali to często nie bez irytacji prawicowi publicyści.
Czytaj więcej
Tak jak wybory parlamentarne 2023 były wielkim tryumfem Donalda Tuska, tak wybory prezydenckie 20...
Co zabawne, ale i charakterystyczne, politycy Platformy chyba naprawdę uwierzyli, że nadspodziewanie dobry rezultat Polski 2050 i PSL-u to zasługa Tuska. Według tej logiki na kilka tygodni przed głosowaniem szef PO „pozwolił” swoim wyborcom „taktycznie” poprzeć Trzecią Drogę. Trudno o większy przykład nie tylko buty, ale i magicznego myślenia, wedle którego elektorat to bezwolna, łatwo sterowalna masa.