Jak powiedzieć, że ktoś się nie nadaje na stanowisko, na które właśnie został powołany, a przy tym zrobić to tak, że ta osoba poczuje się skomplementowana? Można tak, jak to zrobili koledzy nowego ministra sprawiedliwości, chwaląc jego nominację jako obietnicę, że wreszcie przychodzi ktoś, kto stanie do walki z opozycją i prezydentem. Nie mam oczywiście wątpliwości, że nakręcany emocjami „silnych razem” premier po to właśnie sięgnął po sędziego Żurka, ale cieszy, że sędziowie wreszcie przestają udawać, że chodzi o tę… no…praworządność i naprawienie wymiaru sprawiedliwości tak, żeby jego klient miał szansę dożyć prawomocnego wyroku w dotyczącej go sprawie. Pozbawienie obywateli złudzeń jeszcze przed objęciem urzędu przez nowego ministra jest uczynkiem miłosiernym wobec tych, którzy mogliby naprawdę wierzyć w te wszystkie obietnice odzyskiwania wymiaru sprawiedliwości dla obywateli, gdy od zawsze chodzi jedynie o odzyskanie władzy nad nim tej części sędziowskiej „nadzwyczajnej kasty”, która utożsamia się z aktualną władzą.