Zbliża się pierwsze 100 dni nowego rządu. Już teraz można założyć, że we wszystkich podsumowania pojawi się kilka elementów. Po pierwsze, uznanie że Donald Tusk w przemyślany i strategiczny sposób podzielił resorty miedzy PO i swoich zaufanych ludzi (Kierwiński, Siemoniak, Budka, Bodnar, Sienkiewicz, Sikorski) i koalicjantów. W pełni kontroluje kluczowe procesy niezbędne do politycznego sukcesu.
Po drugie, że koalicja jest targana wewnętrznymi napięciami, co też Tusk wykorzystuje w bieżącej rozgrywce politycznej w środku i jednocześnie w tej chwili nikt nie ryzykuje poważnego przesilenia, które mogłoby skończyć się wcześniejszymi wyborami i jeszcze większą dominacją PO. Po trzecie, że nadal trwa jej „miodowy miesiąc”, koalicja idzie po sukces w wyborach samorządowych i europejskich. To częściowo napędzane jest rozliczeniami PiS, a częściowo – błędami partii Kaczyńskiego, której trudno przystosować się po ośmiu latach do bycia w opozycji. Zwłaszcza bez własnego, silnego ekosystemu mediów.
Czytaj więcej
W rządzie część stanowisk odpowiadających za obecne wzburzenie i protest rolników trafiła do ludz...
Wejście na teren przeciwnika
Jednym z elementów, które powinny pojawić się we wszystkich podsumowaniach, są subtelne, ale jednoznaczne próby wejścia rządu koalicyjnego na teren, który do tej pory – w sferze symbolicznej i nie tylko – zajmował PiS. To jest właśnie nowa gra skrzydłami. Przy okazji deklaracji dotyczących odbudowy Pałacu Saskiego pisał o tym już w „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński. Pałac Saski i deklaracja ministra Sienkiewicza o kontynuacji projektu odbudowy to jeden z przykładów sytuacji, gdy PO sięga po nowe pola i potencjalnie nowych wyborców. To idzie wbrew retoryce i deklaracjom PiS z kampanii wyborczej, jak i czasu już po wyborach.