Szymon Hołownia to polityk, który budził sympatię. Jego cechy charakteru wybiły się w kampanii prezydenckiej, gdy zbierał pierwsze polityczne doświadczenie. Świeżość i przekonująca opowieść o polaryzacji trafiały do elektoratu – mimo i lewicowej, i prawicowej niechęci. Dzięki temu przy znikomej prezentacji jego partia nie wypadła z gry.
Wrażliwość Hołowni
Tyle tylko, że dotychczasowa (pre)kampania wyborcza sprawiła, że czar Hołowni prysł. Sondaże są co najmniej niepewne, a część z nich wskazuje wręcz, że jego koalicja z PSL-em może nie przekroczyć 8-procentowego progu wyborczego. Wielu w ostatnim czasie zastanawia się, skąd wziął się ten regres Polski 2050, która od ugrupowania mogącego stawać w szranki z opozycyjnym hegemonem w postaci PO, stała się co najwyżej czwartą siłą w polskiej polityce.
Czytaj więcej
Szef sztabu wyborczego PSL, tworzącego wraz z Polską 2050 koalicyjny komitet wyborczy Trzeciej Dr...
Po pierwsze, Szymon Hołownia zboczył ze ścieżki, którą z początku obrał. Był wówczas bowiem nie tylko świeży w formie, ale także w treści – poza byciem spoza układu PO–PiS były publicysta wniósł do polityki swego rodzaju nową wrażliwość, niejako preludium tego, do czego potem doszła Platforma Obywatelska, godząc się i rozumiejąc błędy swoich rządów. Hołownia w nie do końca wypowiedziany sposób kreował się na chrześcijańskiego lewicowca, który z pozycji społecznej nauki Kościoła upomni się o wykluczonych. Narracja ta miała o tyle wiarygodność, że nim został politykiem, przyszły lider Polski 2050 założył dwie prężnie działające fundacje, które niosły pomoc ubogim rejonom świata. Więcej – gdyby zagłębić się nieco bardziej i przejrzeć felietony niegdysiejszego współprowadzącego „Mam talent!” z łamów „Tygodnika Powszechnego”, to nietrudno dostrzec, że w wielu z nich Hołownia mówi o sprawach społecznych niemalże językiem Adriana Zandberga.
Jako lider partii były kandydat na głowę państwa podążył jednak inną drogą, zawiązując sojusz z konserwatywno-liberalnym PSL-em, który – moim zdaniem – nie jest jego naturalnym koalicjantem. Pokazała to choćby zeszłotygodniowa kłótnia wewnątrz koalicji, która mało nie skończyła się jej rozwiązaniem. Skutek? Po części taki, jak niektórzy przewidywali – na współpracy niewątpliwie skorzystała partia Władysława Kosiniaka-Kamysza, który robi co może, by odzyskać dawnych wyborców, a straciła Polska 2050, rozmywając się w bezkształtny twór.