Zuzanna Dąbrowska: Nasze partyjne dwa światy

Lojalność elektoratów i polaryzacja polityczna dzielą Polaków na wykluczające się „podspołeczeństwa”.

Publikacja: 15.03.2023 03:00

Zuzanna Dąbrowska: Nasze partyjne dwa światy

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

W kolejnym raporcie „Krytyki Politycznej”, sporządzonym na podstawie rozbudowanego sondażu Ipsos, na temat sytuacji wśród wyborców na niespełna rok przed wyborami pada teza o współistnieniu w Polsce dwóch społeczeństw. Jedno z nich opowiada się po stronie PiS, a drugie – wręcz przeciwnie. Dlatego niewiele zmieniają wyborcze programy i próby pozyskania nowych głosujących. Najważniejsza jest mobilizacja „swoich”. A jeśli już władza miałaby gdzieś szukać wzmocnień, to wśród tych, którzy od 2019 zdążyli się do niej rozczarować, a których teraz należałoby namówić do powrotu.

Bez wiedzy o ludziach nie da się ani osiągnąć sukcesu marketingowego, ani wygrać wyborów – to prawda mało oryginalna, ale wciąż nie do końca przyswojona przez polityków. Kto celniej potrafi zdefiniować oczekiwania konkretnych grup, ten precyzyjniej odetnie sobie kolejny plasterek wyborczego salami. I choćby praworządność śniła się opozycji po nocach i obiektywnie była podstawowym problemem w państwie PiS – nie będzie wędką, która pomoże złowić nowych wyborców.

Czytaj więcej

Marek Migalski: Dobroczynny konflikt opozycji

Prawo i Sprawiedliwość dzięki swojej analitycznej maszynce do badania nastrojów takiej analizy dokonało. Wie już, co nie zagra wśród zawiedzionych wyborców. Sukces partii władzy zależy więc od tego, czy będzie potrafiła dobrze sprzedać te tematy, które są odpowiednią zachętą. Zarówno od strony ekonomicznej (transfery, tarcze, program mieszkaniowy), jak i światopoglądowej (np. obrona Jana Pawła II).

Dlaczego nie PiS?

Sławomir Sierakowski i prof. Przemysław Sadura, socjolog z UW, przeanalizowali opinie obywateli pionowo i poziomo oraz wszerz i wzdłuż. W sondażu zapytano np. wyborców rozczarowanych do PiS, skąd w nich się wziął ten polityczny zawód po wyborach w 2019 roku. „Wśród konkretnych wyjaśnień dominują te odwołujące się do sytuacji materialnej wyborców – piszą autorzy raportu. – 10 proc. rozczarowanych wskazuje na błędy rządu w obszarze polityki ekonomicznej, skutkujące rosnącym długiem i inflacją. 7 proc. podkreśla to, że PiS nie wywiązuje się ze składanych obietnic (np. wobec opiekunów osób niepełnosprawnych). 6 proc. krytykuje zbyt duże i odbywające się ich kosztem wsparcie Ukraińców.

Drugi pod względem ważności zestaw powodów rozczarowania PiS dotyczy patologii władzy. Dla 6 proc. powodem jest styl uprawiania polityki przez partię rządzącą (np. tendencje autorytarne, marginalizowanie opozycji, tryb uchwalania prawa, antagonizowanie kolejnych grup społecznych). Po 4 proc. wskazań uzyskały problemy związane z aferami, korupcją, nepotyzmem. Na kwestie światopoglądowe, np.: ograniczanie praw osób LGBT+ lub praw reprodukcyjnych kobiet, wskazało tylko 2 proc. badanych. Sądownictwo, które zajmuje czołowe miejsce w mediach, parlamencie i relacjach z Unią Europejską, nie było powodem odrzucenia rządów PiS przez – uwaga – nikogo (0 proc.).”

Dlatego – zdaniem autorów – tematem praworządności nie da się nikogo odbić PiS. „Najważniejsze jednak jest to, że przytłaczająca większość »rozczarowanych« nie jest w stanie sprecyzować powodów odrzucenia partii rządzącej” – podkreślają. Co to oznacza dla opozycji?

Wrócą, nie wrócą

Niestety ciężką pracę i to do wykonania jeszcze teraz, kiedy do głosowania zostało parę miesięcy. To przede wszystkim permanentna konieczność docierania do nowych grup obywateli: identyfikowanie ich potrzeb, socjologiczne definiowanie i artykułowanie postulatów. Żmudne? Niezwykle. Ale to jedyna droga, zważywszy że, jak piszą Sierakowski i Sadura, gdyby partie polityczne odzyskały wyborców, którzy się do nich zniechęcili, to najwięcej zyskałby PiS, otrzymując w wyborach 37,6 proc. głosów z dużą przewagą nad KO, która mogłaby liczyć na niespełna 30 proc.

Nowych wyborców nie ma co raczej szukać w obozie przeciwnika. Można ich jedynie zdemobilizować. Nadzieja opozycji na wygraną opiera się właśnie na odpłynięciu od PiS części wyborców, co widoczne jest przez większość obecnej kadencji, w bieżących sondażach preferencji partyjnych. By wygrać i mieć większość, partia Jarosława Kaczyńskiego potrzebuje ok. 2 mln głosów.

Jak więc zachowałyby się dziś osoby głosujące na tę partię w 2019 roku? Z badania wynika, że 62,7 proc. chciałoby nadal głosować na PiS, a tylko 3,1 proc. popiera teraz jedną z partii opozycyjnych. Także obóz rządzący nie ma raczej co liczyć na przyciągnięcie wyborców opozycji z 2019 roku. 63,5 proc. wyborców „obozu demokratycznego” sprzed prawie czterech lat podtrzymuje swój poprzedni wybór, a zaledwie 1,8 proc. chce w najbliższych wyborach poprzeć partię rządową. – Mamy do czynienia z polaryzacją tak skrajną, że właściwie możemy mówić o dwóch podspołeczeństwach – konkludują autorzy raportu.

Dodatkowym argumentem na rzecz tezy o dwóch „podspołeczeństwach” jest lojalność elektoratów. Jak piszą Sadura i Sierkowski, „PiS ma najbardziej lojalny elektorat – (63 proc.), gdy w przypadku KO i Lewicy to 49 proc.” Ich zdaniem jednak duża część „strat” opozycji wynika z „mobilności wyborców wewnątrz obozu demokratycznego (z KO do Polski 2050, z Lewicy do KO i odwrotnie itp.)”. A to oznacza, że lojalność jest tak samo silna po stronie władzy, jak i opozycji.

Jedna lista albo wspólny front

Czy wobec tego wyborcy mają sprecyzowane oczekiwania co do tego, jak opozycja powinna wystartować na jesieni do Sejmu? Tak, i to wyraźnie. Ponad połowa wyborców anty-PiS (57 proc.) wskazuje, że opozycja powinna wystartować wspólnie, na jednej liście. Ta opcja ma najwięcej zwolenników – aż 80 proc. – wśród wyborców Koalicji Obywatelskiej i osób niezdecydowanych, na kogo oddać głos, ale zamierzających wziąć udział w wyborach. Także większość wyborców Lewicy i Polski 2050 opowiada się za takim rozwiązaniem. Jednej listy oczekuje także ponad połowa wyborców PSL. – Zatem każda partia z obozu demokratycznego, która zdecyduje się na start z osobnej listy, zrobi to wbrew większości własnych wyborców – wyciągają wniosek autorzy raportu.

Co jednak z tymi, którzy wspólnej listy nie chcą, a zamierzają głosować? Czy takie rozwiązanie ich nie zniechęci? – Nie sądzę, żeby istniało takie zagrożenie – mówi prof. Sadura w rozmowie „Rzecz o polityce”. – Ważniejsze dla nich będą inne czynniki, takie jak np. wygrana z PiS.

Sadura dodaje, że wobec trudności z jednoczeniem się pod jednym szyldem, opozycja mogłaby iść osobno, ale wykluczając konkurowanie ze sobą, w ramach „przedwyborczej koalicji”, która wyeliminowałaby ostre wzajemne ataki.

To jednak na razie wydaje się kolejną lekcją, której politycy opozycji nie odrobili.

W kolejnym raporcie „Krytyki Politycznej”, sporządzonym na podstawie rozbudowanego sondażu Ipsos, na temat sytuacji wśród wyborców na niespełna rok przed wyborami pada teza o współistnieniu w Polsce dwóch społeczeństw. Jedno z nich opowiada się po stronie PiS, a drugie – wręcz przeciwnie. Dlatego niewiele zmieniają wyborcze programy i próby pozyskania nowych głosujących. Najważniejsza jest mobilizacja „swoich”. A jeśli już władza miałaby gdzieś szukać wzmocnień, to wśród tych, którzy od 2019 zdążyli się do niej rozczarować, a których teraz należałoby namówić do powrotu.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny