Marek Migalski: Dobroczynny konflikt opozycji

Wreszcie liderzy partii „antypis” mogą mówić własnym głosem, nie oglądając się na jedną listę.

Publikacja: 08.03.2023 03:00

Marek Migalski: Dobroczynny konflikt opozycji

Foto: PAP/Mateusz Marek

Miłośnicy ulubionego zajęcia wyborców opozycji, czyli narzekania na jej liderów, mieli ostatnio sporo radości. A to działacze Razem ostro zaatakowali Donalda Tuska za pomysł zerowego oprocentowania kredytów mieszkaniowych, a to posłanki PO i Lewicy skrytykowały Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza za inicjatywę referendum w sprawie aborcji. Słowem – jest źle, opozycja się kłóci, a PiS wygra wybory.

Mam zupełnie odmienne zdanie w sprawie ostatnich wydarzeń. Wreszcie liderzy opozycji zaczynają mówić własnym głosem, bo zrzucili pęta związane z możliwością wystawienia jednej listy. Wiele wskazuje na to, że ukształtował się nam ostateczny układ, w jakim antypis pójdzie do wyborów, czyli KO osobno, Lewica osobno oraz koalicja PSL z PL2050. Wiele może się jeszcze zdarzyć, ale na chwilę obecną wygląda to właśnie tak.

Dzięki temu liderzy partii mogli zacząć zgłaszać własne pomysły, bez oglądania się na to, jak wpłyną one na jednoczenie. Zaczął lider PO hasłem „Cela+”. Bardzo chwytliwym i nośnym politycznie. Bo właśnie tego chce elektorat opozycji, zwłaszcza KO i Lewicy – ujrzenia polityków PiS co najmniej na ławach oskarżonych, a może nawet za kratkami.

Czytaj więcej

Lewica Razem krytykuje propozycję Tuska. „Transfer publicznych pieniędzy do banków”

Potem przyszła pora na zapowiedź zerowo oprocentowanego kredytu na mieszkanie. Dobrze wybrane pole konfrontacji, bowiem nawet liderzy PiS, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, przyznają, że efekty działań obecnej władzy w materii mieszkalnictwa są nader mizerne. Ale najostrzejszy atak na tę propozycję przyszedł nie ze strony PiS, ale od działaczy Razem. Skrytykowali oni zapowiedzi Tuska, oskarżyli o sprzyjanie banksterom i deweloperom oraz zapowiedzieli, że nie poprą nowego rządu, jeśli na jego czele miałby stanąć przewodniczący PO.

Z punktu widzenia opozycji to… bardzo dobrze! Wreszcie zaczęto rozmawiać o konkretnych rozwiązaniach oraz, co równie pożyteczne, różnić się w nich. Nie jestem w stanie rozstrzygnąć, kto w sporze o sposoby finansowania budownictwa społecznego ma rację, bo nie mam do tego dostatecznej wiedzy, ale wiem jedno – wszyscy wyborcy antypisu zostali tą dyskusją obsłużeni. Zarówno ci, którzy uważają, że należy promować niskie oprocentowanie kredytów, jak i ci, którzy uznają za kluczową w tej sprawie rolę państwa. Co więcej, o tej „kłótni” mógł także dowiedzieć się elektorat PiS – i stwierdzić, że jego partia zawiodła na całej linii. Czego więcej można oczekiwać od siebie opozycja? Zamiast radować się z tej sprzeczki, jej wyborcy znów rytualnie narzekali na kłócących się liderów.

Kłótnia o referendum

Podobnie jest z tematem referendum aborcyjnego wrzuconym przez Hołownię i Kosiniaka-Kamysza. Usłyszeliśmy larum, że co też ci konserwatywni mężczyźni wymyślili? Wszak prawo do aborcji jest prawem człowieka i w tej sprawie mogą decydować tylko kobiety. Posłanki KO i Lewicy nie ustawały w atakach na liderów PSL i PL2050 za sam pomysł przeprowadzenia referendum, bowiem – jak surowo perorowały – nad tą kwestią się nie głosuje, a jeśli już, to tylko kobiety powinny mieć do tego prawo lub powinien to rozstrzygnąć parlament.

Było to dziwne z trzech powodów. Po pierwsze dlatego, że jeszcze nie tak dawno działacze i działaczki Lewicy zbierali podpisy pod projektem powszechnego referendum w sprawie liberalizacji aborcji. Teraz już referendum nie jest OK? Po drugie, jeśli o zmianach ustawowych w tej materii ma rozstrzygać Sejm, to jest w nim tylko 29% kobiet, podczas gdy w całej populacji jest ich 52%. Zatem kiedy głos kobiet byłby bardziej słyszalny i bardziej znaczący? No i po trzecie, kuriozalny jest argument, że w sprawach kobiet decydować mogą tylko kobiety. Nie chcę wchodzić w kwestie fundamentalne (bo jednak płód nie jest częścią kobiecego ciała, ma inne DNA oraz nietożsamy z matką układ genów – to jednak osobny byt), ale jako politologa najbardziej rozśmieszyła mnie propozycja zawężenia zakresu demos do tych, którzy są zainteresowani daną materią. Jeśli tak, to o sprawach wieku emerytalnego powinni decydować emeryci, o amnestii więźniowie, o edukacji nauczyciele i uczniowie, a o impeachmencie sam prezydent. Kpię? Trochę, ale to posłanki KO i Lewicy zaczęły.

Takie spory służą jednak całej opozycji. Bo przecież w tej dyskusji mogli odnaleźć się wszyscy jej wyborcy – zarówno ci, którym bardziej spodobał się pomysł Hołowni i Kosiniaka-Kamysza, jak i ci popierający argumenty polityków i polityczek PO i Lewicy. Co więcej, także część elektoratu niezdecydowanego oraz – co także możliwe – obozu władzy mogła usłyszeć o tej „kłótni” i poprzeć którąś ze stron. Same zyski dla opozycji jako całości.

Zyskać na sporze

Działa tu zasada, którą sformułowałem przed laty i od długiego czasu powtarzam (nieco nadużywając cierpliwości Czytelników): w polityce gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci traci. Traci, bo jest niewidoczny, a zyskują ci, którzy eksponują swoje argumenty, bowiem w ten sposób trafiają do umysłów, a potem do serc, wyborców. Od prawie ćwierć wieku korzystają z tej zasady najsilniej obecne z sporze politycznym partie, czyli PiS i PO, co skłania rzesze niczego nierozumiejących profesorów socjologii czy politologii do wygłaszania nigdy niesprawdzających się narzekań, że Polacy są zmęczeni walką tych dwóch formacji, i albo wybiorą kogoś innego, albo w dniu wyborów zostaną w domu. Frekwencja z elekcji na elekcję jest coraz wyższa, partie Tuska i Kaczyńskiego wciąż dominują na polskiej scenie politycznej, ale te fakty nie robią na komentatorach wrażenia i obstają oni przy swoich tezach.

„Gorszące” spory w opozycji służą jej, a nie szkodzą. Oczywiście, jeśli nie przekroczą granic personalnych inwektyw i podłych insynuacji. Co na razie nie ma miejsca. Warto, żeby zrozumieli to wyborcy antypisu, bo na akceptację tego faktu przez większość moich kolegów po fachu raczej nie liczę.

Autor jest politologiem, prof. UŚ

Miłośnicy ulubionego zajęcia wyborców opozycji, czyli narzekania na jej liderów, mieli ostatnio sporo radości. A to działacze Razem ostro zaatakowali Donalda Tuska za pomysł zerowego oprocentowania kredytów mieszkaniowych, a to posłanki PO i Lewicy skrytykowały Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza za inicjatywę referendum w sprawie aborcji. Słowem – jest źle, opozycja się kłóci, a PiS wygra wybory.

Mam zupełnie odmienne zdanie w sprawie ostatnich wydarzeń. Wreszcie liderzy opozycji zaczynają mówić własnym głosem, bo zrzucili pęta związane z możliwością wystawienia jednej listy. Wiele wskazuje na to, że ukształtował się nam ostateczny układ, w jakim antypis pójdzie do wyborów, czyli KO osobno, Lewica osobno oraz koalicja PSL z PL2050. Wiele może się jeszcze zdarzyć, ale na chwilę obecną wygląda to właśnie tak.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe