Marek Migalski: Królowie są nadzy

Władcom wybito zęby, ograniczono ich rolę do dekoracyjnej. Wygrali demokraci i republikanie.

Publikacja: 14.09.2022 03:00

Uroczystości pogrzebowe królowej Elżbiety II w Edynburgu

Uroczystości pogrzebowe królowej Elżbiety II w Edynburgu

Foto: afp

Kilka dni temu poważne polskie portale internetowe zamieściły w swoich mediach społecznościowych następujące „informacje”: „Pochodzący z hodowli zmarłej królowej Wielkiej Brytanii Elżbiety II sześcioletni wałach West Newton wygrał dwa dni po śmierci monarchini wyścig w amerykańskim mieście Baltimore. Było to jego czwarte zwycięstwo w 19 gonitwach” (Radio Zet), „Królewskie pszczoły w żałobie. Poinformowano je o śmierci Elżbiety II” (PolsatNews), „14-latka przytuliła Meghan Markle. Wiemy, o czym rozmawiały” (Onet). Co sprawiło, że istotne media uległy histerii, która skłoniła je do podzielenia się ze swymi odbiorcami tego typu „faktami”?

Zwłaszcza że wszystko dotyczyło śmierci osoby tyleż sympatycznej, co całkowicie nieistotnej dla świata, w tym także dla Polek i Polaków. To, że tak proste i prawdziwe zdanie zapewne wzbudzi u części czytelników opór, może niepokoić – wszak w ciągu kilku ostatnich dni usłyszeli po wielekroć od mądrych ludzi, że Elżbieta II była ikoną, legendą, jedną z najważniejszych postaci XX wieku. Tyle tylko, że to całkowita nieprawda. Była postacią znaną, w dużej mierze lubianą (choć nie zawsze), ale też całkowicie obojętną dla losów świata, Europy, ale także Wielkiej Brytanii.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Elżbieta II, ostatnia taka królowa

Obejmowała tron w czasach, gdy homoseksualizm był na Wyspach karany, a umarła w państwie, w którym obowiązuje prawo do małżeństw osób tej samej płci. Jej wpływ na tę zmianę był żaden. Tak jak na kryzys sueski, dekolonizację i rozpad Imperium, wejście jej kraju do Wspólnoty Europejskiej i brexit, wojnę na Falklandach i w Iraku, tłumienie siłą strajków górników czy proces pokojowy w Irlandii Północnej. Królowa w żadnej z tych materii nie zabierała głosu i nie oddziaływała na te procesy i zjawiska. Pozostawała całkowicie wobec nich obojętna. Była znana, ale nic poza tym. Zatem w osobie Elżbiety II umarł nie uczestnik polityki europejskiej i światowej, lecz jej niemy świadek.

Nijakość polityki

Ktoś może powiedzieć, że właśnie to było jej siłą. Prawie dokładnie taki komplement pod jej adresem sformułował wytrawny znawca polityki międzynarodowej, Dariusz Rosiak. Będąc w studio TVN24, stwierdził: „Miała niezwykłą umiejętność nierobienia niczego w czasach kryzysów”. Bardziej obnażyć nijakość „polityki” uprawianej przez zmarłą królową już się nie da – zwłaszcza że w ustach wypowiadającego te słowa miały one świadczyć na korzyść monarchini.

Ale była jednoczącym Brytyjczyków symbolem – zaoponuje ktoś inny. W czym niby są oni dziś zjednoczeni? W sprawie brexitu, wysokości podatków, sposobów organizacji służby zdrowia? Obywatele Wielkiej Brytanii są tak podzieleni, jak wszystkie inne społeczeństwa, od Stanów Zjednoczonych po Polskę. Więc o jakim jednoczeniu tu mowa? Czy chodzi o sympatię do niej? To także nie do końca prawdziwe, bo były czasy, gdy mocno ją w kraju krytykowano (za milczenie w sprawie śmierci Diany), ale nawet jeśli dzisiaj prawie wszyscy są na Wyspach solidarni w żalu z powodu jej śmierci, to przecież o niczym to nie świadczy. Wszyscy Polacy kochają Igę Świątek i Roberta Lewandowskiego, ale nie znaczy to, że jednoczą oni naród.

Dlaczego zatem cały świat, także nasz kraj, objęła histeria z powodu odejścia tak nieistotnej dla historii ludzkości, a nawet własnego kraju, postaci? Z jakiego powodu ludzie w Polsce zmieniali swoje awatary w mediach społecznościowych czy wzruszali się, bo pożegnał ją miś Paddington?

Po pierwsze dlatego, że ona i jej rodzina stali się częścią popkultury i jako tacy zostali użyci do wzbudzania emocji i zarabiania pieniędzy. Z tego właśnie powodu wiele osób z całego globu uznało, że odszedł ktoś dla nich bliski. Można to wytłumaczyć psychologicznie oraz neurobiologicznie.

Drugi powód to świadoma polityka państwa brytyjskiego budowania zarówno swej „soft power”, jak i mitologizowania swej egzystencji. Ten pierwszy kontekst jest oczywisty – budżet Wielkiej Brytanii łoży co roku około 100 milionów funtów na utrzymanie rodziny królewskiej, w zamian czyniąc ją atrakcją turystyczną i ikoną swej odmienności w uniformizującym się świecie. Prawdopodobnie wydatek ten zwraca się, bo wielu turystów przylatuje na Wyspy głównie po to, by zobaczyć ów dziwny świat monarchii, kupić symbolizujące go pamiątki czy przejść się po miejscach z nim związanych. Suma wydatkowana z budżetu Królestwa może wydawać się duża, ale są narody lżejszą ręką wyrzucające pieniądze z budżetu państwa na życie swych mandarynów. Na przykład Polska. Co roku z naszego budżetu płacimy dotację na TVP… czterokrotnie wyższą, niż Brytyjczycy łożą na utrzymanie całej rodziny królewskiej (notabene, na kancelarię Andrzeja Dudy płacimy prawie połowę tej sumy, którą Albion zasila Windsorów).

Drugi kontekst jest ciekawszy. Wielka Brytania finansuje rodzinę królewską, by ukryć zarówno jej, jak i swoją… przypadkowość i nieoczywistość. Państwa i narody lubują się w wymyślaniu swoich historii, które najczęściej są mitami lub po prostu zmyśleniami. Po to, by prezentować się swym obywatelom (państwa) lub członkom (narody) jako prawie odwieczne i konieczne. Literatura przedmiotu dotycząca narodów dobrze to opisuje (zwłaszcza w kontekście sporu prymordialistów i perenialistów z modernistami), ale książki o podobnych zabiegach ze strony państw są mniej popularne i znane. A jest o czym pisać.

Windsorowie to niemiecka dynastia, która swą „brytyjsko brzmiącą” nazwę wymyśliła w 1917 roku, bo jakoś niezręcznie było wciąż uświadamiać swych poddanych walczących w I wojnie światowej z Niemcami, że ich królowie właściwie powinni być po drugiej stronie frontu. Prawdziwa nazwa tej dynastii to Saxe-Coburg und Gotha (boczna linia rodu Wettinów). Zresztą na brytyjskim tronie zastąpili oni dynastię hanowerską. Cała brytyjskość Windsorów musiała zatem zostać wymyślona. I udało się to. Ale za cenę wejścia w mityczność. Której zresztą, jak widać, uległ cały świat.

Mity i zmyslenia

Najciekawsze dla politologa jest jednak coś innego – trwanie we współczesnym świecie różnych monarchii. Oczywiście, w większości wypadków są one ograniczone, konstytucyjne, fasadowe. A jednak duża część ludzi akceptuje je, szanuje i nawet ich pragnie.

Z bożej łaski

Ale patrząc na to bardzo poważnie (może nawet zbyt poważnie jak na artykuł publicystyczny), nie da się sensownie połączyć bycia obywatelem i poddanym. Karol III, wygłaszając w niedzielę przysięgę, powtórzył jej słowa wypowiadane przez jego poprzedników na tym tronie: że obejmuje go „z bożej łaski” i że będzie „strzegł religii protestanckiej”. Można powiedzieć – to tylko słowa. Ale nasza wyobraźnia i nasze wartości to też tylko słowa i język.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Śmierć Elżbiety II i tęsknota do innego świata

Dynastie przez setki i tysiące lat ciemiężyły swoich poddanych, dbając jedynie o swoje interesy i swoją chwałę. Nie uznawały praw ludzi zamieszkujących ich państwa, wykorzystywały ich do prowadzonych przez siebie wojen (które były nazywane „sportem królów”), eksploatowały i wykorzystywały. Monarchie były pewnym etapem rozwoju systemów politycznych, ale zostały w większości państw na świecie pokonane przez republikanów i demokratów. Jednak w niewielu państwach zachowano formułę hybrydową, którą nazwano „monarchiami konstytucyjnymi”. Władcom wybito polityczne zęby, ograniczono ich rolę do czysto dekoracyjnej i ceremonialnej, wykorzystywano ich do ukrywania sztuczności państw i narodów. W zamian zapewniono próżniacze życie polegające na polowaniach, udziale w wyścigach konnych, wystawnych balach – od czasu do czasu tylko przerywanych akcjami charytatywnymi.

Czy jednak nie powinniśmy dokonać dzieła wyrzucenia monarchii z naszego świata i posłania ich tam, gdzie ich miejsce – na śmietnik historii? Czy obowiązkiem dojrzałych ludzi nie jest dokończenie dzieła tych, którzy z hasłami wolności, równości i demokracji na ustach ginęli od kul żołdaków na usługach książąt i królów broniących „naturalnego porządku” i „odwiecznych praw ludzkich i boskich”? Trochę to patetyczne, ale może ten spektakl związany ze śmiercią Elżbiety II powinien nas skłonić właśnie do takich myśli, a nie do tych żenujących wybuchów infantylizmu, których jesteśmy świadkami obecnie.

Co ciekawe – tak właśnie się dzieje. W poniedziałek media doniosły, iż władze Antiguy i Barbudy, której formalnym monarchą jest obecnie Karol III, zapowiedziały referendum w sprawie wyboru ustroju republikańskiego. Rok temu Elżbietę II zdetronizowali obywatele Barbadosu. Ale takie rzeczy to na Karaibach. U nas króluje wzruszenie kondolencjami misia Paddingtona.

Marek Migalski

Autor jest politologiem, profesorem UŚ

Kilka dni temu poważne polskie portale internetowe zamieściły w swoich mediach społecznościowych następujące „informacje”: „Pochodzący z hodowli zmarłej królowej Wielkiej Brytanii Elżbiety II sześcioletni wałach West Newton wygrał dwa dni po śmierci monarchini wyścig w amerykańskim mieście Baltimore. Było to jego czwarte zwycięstwo w 19 gonitwach” (Radio Zet), „Królewskie pszczoły w żałobie. Poinformowano je o śmierci Elżbiety II” (PolsatNews), „14-latka przytuliła Meghan Markle. Wiemy, o czym rozmawiały” (Onet). Co sprawiło, że istotne media uległy histerii, która skłoniła je do podzielenia się ze swymi odbiorcami tego typu „faktami”?

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem