Gdyby uznać obecny czas za prekampanię, to wyraźnym jej zwycięzcą jest opozycja, a konkretnie Platforma. Od kilku tygodni wszystko jej wychodzi, a przeciwnik sam popełnia błędy i potyka się o swoje nogi. Jeśli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego, wybory 2023 roku zakończą się przegraną PiS.
Sukcesem PO jest z pewnością wprowadzenie do debaty publicznej pomysłu czterodniowego tygodnia pracy. Musi spodobać się wyborcom – nie tylko lewicy, ale także Zjednoczonej Prawicy. Pewnie z tego właśnie powodu został sformułowany przez Donalda Tuska. I choć on sam mówił, że program będzie „pilotażowy” i wcale nie musi wejść w życie, to wszyscy przyjęli to jako część programu politycznego. Przyczynili się do tego także działacze PiS, z jego prezesem na czele, którzy zaatakowali tę ideę – tym samym dodając jej znaczenia i przyczyniając się do jej rozpowszechnienia wśród szerokich rzesz elektoratu (także własnego).
Prezent dla opozycji
Drugim faktem działającym na rzecz opozycji (także przy udziale ludzi obozu władzy – jak się za chwilę okaże) jest skutecznie zespawanie Adama Glapińskiego z inflacją i drożyzną, a jego samego z PiS. Dziś podwyżki cen kredytów oraz wszystkich innych produktów mają po prostu roześmianą twarz prezesa NBP, który swoimi kuriozalnymi wystąpieniami sam się o to prosił. Jego beztroska została spolityzowana i zapisana na koszt obozu władzy: nie tylko dlatego, że przyjeżdżał na posiedzenia klubu parlamentarnego PiS; i nie tylko z powodu wieloletniej przyjaźni z Jarosławem Kaczyńskim. Także dlatego, że w czasie konferencji prasowych atakował opozycję i pod niebiosa wychwalał rząd. A na koniec – jakby tego było mało – zapowiedział procesy sądowe przeciwko Tuskowi i Siemoniakowi. Nic lepszego nie mogło przytrafić się opozycji – ona prezentuje się jako obrończyni przed drożyzną, a po drugiej stronie stoi butny prezes banku centralnego zblatowany z władzą i obarczany odpowiedzialnością za podwyżki cen wszystkiego.
Tyle na razie „urobku” PO/KO. Dwa ważne tematy wyznaczające linie podziałów zostały zaznaczone, a koalicja pod przywództwem Tuska znalazła się po stronie, gdzie lokują się emocje większości. Do zwycięstwa w wyborach wystarczą jeszcze dwa, trzy inne tematy ważne społecznie oraz wytrwałość w ich przypominaniu.
Tak, tak – nie więcej, żaden rozbudowany program z niezliczoną liczbą obietnic. Ludzki mózg pamięta siedem rzeczy (plus minus dwa), reszta znika z jego radarów (to dlatego jesteśmy w stanie od biedy zapamiętać nasze numery telefonów, ale już nie ciąg dziesięciu cyfr). Jeśli w najbliższym czasie opozycji uda się sztuka wrzucenia dwóch, trzech innych nośnych tematów (prawo do aborcji?, skuteczniejszy rozdział państwa i kościoła?, in vitro?, wojna o unijne środki?), będzie mogła spokojnie patrzeć w przyszłość.