Wyraźną przyjemność sprawiało jej wielokrotnie powtarzanie tego ukutego przez Bronisława Wildsteina określenia mającego opisywać niechęć polskiego establishmentu do chlubnych wydarzeń z historii własnego narodu.
Z kolei mój szanowny redakcyjny kolega Michał Szułdrzyński w komentarzu w „Rzeczpospolitej” wylewał krokodyle łzy nad postawą Andrzeja Dudy. Martwił się, że prezydent pojechał 4 czerwca z wizytą do Rzymu zamiast… no właśnie – zamiast czego? Czyżby Szułdrzyński chciał, aby Duda wraz z innymi prezydentami III RP maszerował w marszu Komitetu Obrony Demokracji?
Takie postawienie sprawy (przyznaję, nieco absurdalizujące poglądy Szułdrzyńskiego) pokazuje najlepiej, dlaczego PiS i prezydent Duda tej rocznicy świętować nie mogą. Pokazuje, na czym polega realny podział we współczesnej Polsce.
Spójrzmy na sytuację z punktu widzenia PiS. Z jednej strony są więc maszerujące w pierwszych szeregach marszu KOD „tłuste misie”, które w zamkniętym systemie III RP zdobyły silną pozycję ekonomiczną i polityczną – czyli, mówiąc wprost, zawłaszczyły Polskę. Z drugiej strony stoją zaś wyborcy PiS – szczególnie ci najmłodsi - który uważają III RP za państwo oligarchiczne, urządzone źle, niesprawiedliwe, nie dające im szansy na rozwój.
Dlatego Prawu i Sprawiedliwości trudno świętować dzień 4 czerwca – moment, gdy w wyniku kontraktowych wyborów symbolicznie narodziła się owa niesprawiedliwa, w oczach ich wyborców, III Rzeczpospolita. Czerwcowe wybory były rzecz jasna – także w optyce PiS – krokiem ku wolności i niepodległości, ale równocześnie były (wraz z „okrągłym stołem” i Magdalenką) momentem, gdy elity solidarnościowe z pełną świadomością zgodziły się budowę państwa ułomnego, w którym dominującą pozycję i realne wpływy oddano ludziom dawnego totalitarnego systemu. W dodatku, w czasie, gdy uwłaszczała się nomenklatura zablokowano reprywatyzację oraz opóźniano zarówno powszechną jak i rynkową prywatyzację, co uzdrawiania gospodarki nie przyspieszało, wręcz przeciwnie przedłużyło ten proces na lata.