Podczas czwartkowego spotkania poświęconego promocji handlu oraz inwestycji w prezydenckim pałacu zwanym w Korei Błękitnym Domem pani Park Geun-hye została przyłapana na nieścisłości. Jej wypowiedź dotyczyła pogoni za innowacją, a pani prezydent użyła barwnego porównania o myśleniu poza utartych schematami. Miało być "pozapudełkowo" zgodnie z angielskim terminem "outside the box", by opracowywać wynalazki na ciężkie czasy. Według prezydent Park idealnym przykładem takiej kreatywności jest pułapka na myszy autorstwa Chestera Woolwortha.
W latach 60. ubiegłego wieku Amerykanin opracował dla firmy Animal Trap nowy rodzaj pułapki. Miała lepiej trzymać gryzonie w potrzasku, w efekcie jednak klienci nie chcieli jej kupować, ponieważ woleli stare jednorazowe konstrukcje z drewna. Nie wymagały czyszczenia, myszy lub jej pozostałości nie trzeba było dotykać, zużyta pułapka z zawartością wędrowała do kubła. Nową, innowacyjną trzeba się było zajmować.
Woolworth miał stwierdzić po wynalazku, który nie zdobył uznania klientów, że o użytkownika trzeba zadbać w taki sposób, jaki jemu a nie wynalazcy jest najbardziej potrzebny. Pani prezydent z kolei przykładem pułapki-niewypału podsumowała wezwanie do bycia bardziej twórczym. Mówiła o dążeniu do doskonałości pod każdym względem, a wówczas do człowieka sukcesu świat przyjdzie sam.
Po krytyce, jaka spadła na Park Geun-hye za niefortunną wypowiedź, jedna z firm oferujących rozwiązania IT, LG CNS usunęła ze swojej strony fragment o pułapce Woolwortha.
Być może całkiem niedługo nawoływanie do kreatywności stanie się bronią obosieczną. Samsung wydał 3 mln dolarów na stworzenie nowego hasła "Creative Korea", które ma obrazować obecny kierunek obrany przez Seul. Opinia publiczna skrytykowała jednak także i ten pomysł zarzucając mu brak... kreatywności. Żeby dopełnić obrazu kryzysu rozumienia nowoczesnych technologii, można dodać najnowsze dane z raportu ONZ odnośnie azjatyckiej wersji rewolucji przemysłowej. Obecnie mamy do czynienia z odsłoną dotyczącą automatyzacji, którą analitycy przemian opatrzył numerem cztery.
Roboty staną się nie tylko dopełnieniem ludzkiej pracy, ale także zaczną jej coraz większą grupę osób pozbawiać. Zjawisko ma dotyczyć nie tylko państw grupy G20 czy OECD, ale także krajów Azji Południowowschodniej. Wstępne szacunki mówią o groźbie utraty przez nich nawet 9 mln miejsc pracy w ciągu najbliższych dwóch dekad. Łącznie ze wzgledu na rewolucję 4.0 ucierpieć może nawet 137 mln pracowników stanowiących 56 proc. siły roboczej Kambodży, Wietnamu, Indonezji, Filipin czy Tajlandii. Automaty staną się jeszcze tańsze niż dotychczasowy najtańszy robotnik z tego regionu.