Jeśli ktoś zastanawiał się ostatnio, dlaczego PiS zdecydował, że – mimo różnych plotek o rekonstrukcji rządu – premier Beata Szydło pozostaje na swoim stanowisku, po bacznej obserwacji wydarzeń z ostatnich dni nie może mieć już żadnych wątpliwości. Lubiana przez Polaków i nieźle wypadająca w sondażach zaufania szefowa rządu idealnie nadaje się do gaszenia najróżniejszych pożarów.
Dość spojrzeć na spór o aborcję czy walkę z kryzysem związanym z zerwaniem kontraktu na śmigłowce dla polskiej armii.
Ale po kolei. W czwartek Beata Szydło zabrała w Sejmie głos tuż po Jarosławie Kaczyńskim. Prezes PiS powiedział, że choć jego partia jest za ochroną życia, protesty społeczne doprowadziły jednak do nieporozumień i emocji, które utrudniają podjęcie przemyślanej decyzji.
Nim jednak Sejm odrzucił projekt inicjatywy „Stop aborcji", Szydło wyszła na mównicę i w imieniu rządu przedstawiła trzy zobowiązania. Ponieważ 95 proc. przypadków przerwania ciąży to tzw. aborcja eugeniczna, zapowiedziała rządowy program, który ma wspierać rodziny dzieci upośledzonych, obiecała finansowanie tego programu już w przyszłorocznym budżecie i ogłosiła, że rząd przeprowadzi kampanię promującą życie. Te obietnice umożliwiły PiS wyjście z twarzą z sytuacji, w której odwołująca się do katolicyzmu partia wyrzuciła do kosza projekt delegalizujący aborcję (i to taki, pod którym podpisało się ponad 400 tys. obywateli).
Podobny scenariusz szybko się powtórzył. Gdy w ubiegłym tygodniu rząd ogłosił, że nie kupi śmigłowców Caracal od Francuzów, doszło do dużego zamieszania. Prezydent Francois Hollande odwołał planowaną na ten tydzień wizytę w Polsce i sprawa stała się pretekstem do ostrej krytyki rządu.