Witold Orzechowski: Cywilizacja obrazkowa, czyli średniowiecze online

Nachalna propaganda szczepień w telewizji przyniosła odwrotny skutek. Po prostu ludzie boją się zastrzyków i reagują na obraz strzykawki z igłą wbijającą się w skórę człowieka, a nie na rozsądną treść – twierdzi producent telewizyjny i publicysta.

Publikacja: 04.10.2021 21:00

Witold Orzechowski: Cywilizacja obrazkowa, czyli średniowiecze online

Foto: MARCIN BIELECKI/PAP

Miliony ludzi żyją obecnie na powrót w dobie cywilizacji obrazkowej – to efekt telewizji i internetu. Pierwszą potrzebą w domu stał się nie stół do jedzenia rodzinnych posiłków, tylko telewizor i smartfon. W Pakistanie i w Boliwii, w północnej Afryce, a także w Chinach telefon komórkowy ma każdy. Zwróćmy uwagę, że nastąpił nawrót do wczesnego średniowiecza w krajach, takich jak Afganistan, gdzie większość społeczeństwa to analfabeci, dzięki czemu talibowie mogli opanować kraj po wyjściu Amerykanów, którzy niemądrze usiłowali tam wprowadzać liberalną demokrację i zmianę obyczajów, np. wobec kobiet (równouprawnienie). Talibowie na pewno intelektualistami nie są, ale świetnie się komunikują ze sobą i czerpią informacje z internetu. Średniowiecze online.

Emigranci i uchodźcy zalewający Europę w poszukiwaniu lepszego życia są przeważnie młodymi mężczyznami w dżinsach, bez wyjątku zaopatrzonymi w telefony komórkowe. Nikt nie zadaje sobie logicznego pytania – kto opłaca rachunki? Kto opłaca abonament faceta, który od roku siedzi w obozie dla uchodźców na greckiej wyspie Lesbos? On sam? Sądzę, że opłaca mu rachunek telefoniczny ktoś inny, np. rodzina oglądająca telewizję i newsy w Syrii, pod kątem tematu – „co tam w Europie, wpuszczają czy nadal nie wpuszczają?"; „czy raj, czyli Niemcy, został znowu otwarty, czy jest zamknięty?"; „którędy najlepiej się tam dostać?".

Witold Orzechowski

Autor jest reżyserem filmowym, producentem telewizyjnym, scenarzystą i publicystą.

Interesujący fakt medialny, który dzisiaj jest zapomniany, to sytuacja sprzed 30 lat w Albanii: po upadku komunizmu Albańczycy dostali możliwość oglądania włoskiej telewizji. Nie znając języka włoskiego, oglądali pierwszy raz w życiu reklamy. Szczególnie jedna wzbudzała furorę. Była to reklama jedzenia dla kotów. Obrazek przedstawiał kota, któremu podawano na srebrnej tacy porcję konserwy. Kot się oblizał i zaczął jeść. Koniec reklamy. W Albanii zawrzało od wrażenia dobrobytu we Włoszech, czyli na Zachodzie. Ludzie sobie tłumaczyli: „Jak tam mogą żyć ludzie, skoro koty jedzą na srebrnej tacy?". W rezultacie pierwsza fala nielegalnej emigracji zaatakowała Włochy ze strony Albanii. Albańczycy skakali ze statków, aby wpław dostać się do Italii. Czyli do raju świata zachodniego.

Żyjemy, paradoksalnie, znowu w cywilizacji obrazkowej. Spadło czytelnictwo książek, gazet i tygodników opinii i dzieje się tak na całym świecie. W kawiarniach przy cappuccino ludzie nie czytają gazet, za to mają pochylone karki nad smartfonami. To samo w metrze – wszyscy czytają z małych ekraników. No, nikt mi nie wmówi, że czytają tam „Łuk triumfalny" Remarque'a albo powieść kryminalną Johna le Carrégo. W większości są to powierzchowne wiadomości o rzekomych sensacjach i dobre rady, które auto ma większą żywotność silnika. Do tego plotki o rozwodach piosenkarek, ozdobione zdjęciami celebrytów.

Elity i konsumenci

Wygląda na to, że po kilkuset latach cywilizacji druku i książek nastąpiła nowa era obrazów i powierzchownych informacji, którymi karmione są miliony ludzi, a portale internetowe, „facebooki" i reklamy zastąpiły wiedzę i tradycję ludzkości. Tym bardziej wzrasta znaczenie wykształconych elit, a reszta społeczeństwa jest traktowana przez te elity jako masa „konsumentów". Tej masie łatwo jest przekazać pożądane przez dysponenta mediów treści i poglądy. I elity przekazują je każdego dnia. A społeczeństwo „konsumentów" poddaje się temu i nie protestuje.

Emigranci i uchodźcy zalewający Europę w poszukiwaniu lepszego życia są przeważnie młodymi mężczyznami w dżinsach, bez wyjątku zaopatrzonymi w telefony komórkowe

Przez dziesięć lat mieszkałem w USA, konkretnie w Nowym Jorku, i pamiętam rozmowę na górnym piętrze jednego z nowoczesnych biurowców niedaleko Wall Street. Byłem zaproszony przez wiceprezesa wielkiej korporacji energetycznej na lunch z prezesem innej korporacji inwestującej w media (film). W pewnej chwili podeszliśmy z prezesem do okna i spojrzeliśmy w dół na ulicę. Z 60. piętra ludzie wyglądali jak mrówki, a auta jak zabawki. I wtedy prezes korporacji medialnej powiedział: – Spójrz, miliony ludzi chodzą po ulicach, jadą gdzieś samochodem, spieszą się... To są konsumenci. I nie wiedzą, jak żyć. Ale jesteśmy MY, którzy im powiemy – co kupować, co jeść, co pić, co jest modne lub już niemodne. Najpierw im powiedzieliśmy, że modne są wytarte dżinsy, potem, że koniecznie muszą mieć dżinsy z dziurami na kolanach. I ludzie kupują dżinsy z dziurami. Mówimy im, co jest zdrowe, co niezdrowe do jedzenia, co jest warte zobaczenia – filmy i miasta, muzyka, której mają słuchać. Po raz pierwszy w historii ludzkości miliony ludzi zaczęły nosić czapki daszkiem do tyłu, przedtem nikt na to nie wpadł. Jesteśmy jak bogowie, z góry kierujący życiem ludzi, a oni to robią, prawda? I nie protestują, tylko zaczęli jeździć na hulajnogach. Od Kalifornii po Japonię, Brazylię i Australię. To jest potęga nowoczesnych mediów.

Wojna o umysły i kieszeń milionów „konsumentów" odbywa się codziennie i to przy pomocy głównie obrazków i sugestii. Do tego dochodzą fake newsy.

Era chaosu

Codziennie zalewani jesteśmy fałszywymi informacjami, sugestiami, a nawet sztucznie wywoływanymi emocjami. „To jest przyszłość" – można bezkarnie napisać w internecie albo w telewizji, pokazując potrawy z robaków i chrząszczy, wmawiając nam, że są zdrowe i zaopatrzone w białko. Albo buty na gigantycznym obcasie w kolorze cytrynowym. I ktoś w to uwierzy i będzie następnym wyznawcą sekty „jadalnych owadów" albo noszących jaskrawo-czerwone tenisówki (koniecznie bez skarpetek). Nagle zaroi się od idiotek noszących buty na gigantycznym obcasie w kolorze cytrynowym.

Czytaj więcej

Tomasz Krzyżak: Odarci z godności, pozbawieni praw

To w dziedzinie mody (handlu) lub gastronomii. Ale co zrobić z fake newsami w dziedzinie militarnej i bezpieczeństwa państwa? Przede wszystkim może to doprowadzić do zwątpienia w sens obrony, chaosu i poleceń, aby setki tysięcy ludzi tłoczyły się na stacjach benzynowych, bo ktoś rozpuścił plotkę, że jutro zabraknie paliwa do aut. Wystarczy pokazać zakorkowane szosy, chaos i drastyczne zdjęcia fałszywych ofiar działania wojska i policji. I ludzi ogarnie panika. Przy pomocy fake newsów można społeczeństwo przygotować do ataku...

Ten obłęd jest możliwy w świecie chaosu informacyjnego, którego doświadczamy. Sylwia Spurek polska eurodeputowana w Parlamencie Europejskim wystąpiła oficjalnie o wprowadzenie zakazu hodowli krów, świń i innych zwierząt oraz spożycia mięsa. Jeżeli nie będzie hodowli krów, to nie będzie też mleka. Żegnajcie śniadania mleczne z płatkami. Adios twarożki. Żegnajcie kotlety pożarskie i schabowe, steki T-bone krwiste i wysmażone. Nie zapamiętałem, czy żądania liberalnej posłanki Spurek obejmują też hodowlę kur i indyków, czy nam pozostawiła choćby jajka na jajecznicę? Odtąd wedle tej polityczki będziemy pić mleko z soi, jeść ser tofu, szczaw, mirabelki, trawę, pokrzywy, robaki i wrócimy do ery zbieractwa (np. grzyby, jagody, kora brzozowa nadająca się na herbatę). Nie będzie bowiem krów ktoś okrutnie ciągnął za cycki (myślę o dojeniu ręcznym lub zmechanizowanym).

Jak twierdzi inna liberalna profesor Magdalena Środa (etyczka), „zwierzęta, np. krowy, to są istoty udomowione, które powinny mieć obywatelstwo, są zwierzęta żyjące z nami, takie jak szczury, karaluchy, które powinny mieć status uchodźców, i są zwierzęta dzikie, które powinny mieć status obywateli państw suwerennych". Koniec cytatu profesorki, która uczy nasze dzieci, czyli studentów na UW. Tutaj przytoczyła dla Radia ZET twierdzenia innego etyka, autora z książki „Zoopolis", z którym najwyraźniej się solidaryzuje. Spurek i Środa są przykładem, do czego zwariowana neoideologia może doprowadzić.

Niepowodzenie szczepień

Nadciąga czwarta fala epidemii Covid-19, tym razem groźniejsza (wariant Delta), a blisko połowa Polaków jest ciągle niezaszczepiona. Nawoływanie profesorów, autorytetów medycyny niewiele daje. Wydaje mi się, że znam powód; jako producent telewizyjny rozumiem, jaka jest tego przyczyna. Nachalna propaganda szczepień w telewizji, na wszystkich kanałach, przyniosła odwrotny skutek. Winne są obrazki (zbliżenia strzykawki), kiedy igła wbija się w ramię szczepionej osoby. Powtarzane jest to ujęcie tysiące razy co najmniej od półtora roku! Ile można to oglądać? Dla wielu widzów jest to nie do wytrzymania z powodów estetycznych lub budzi odruch sprzeciwu.

To jest antypropaganda komunikacji społecznej. Błagam, redaktorzy ze wszystkich stacji telewizyjnych, usuńcie te powtarzane do obrzydzenia ujęcia z wiadomości i newsów. Dość tego, a rezultat będzie szybko widoczny! Po prostu ludzie boją się zastrzyków i reagują na obraz, a nie na rozsądną treść. Żyjemy bowiem, uwierzcie mi, w cywilizacji obrazkowej, gdzie górę nad rozsądkiem i nauką bierze drastyczny obraz. Zbliżenie strzykawki z igłą wbijającą się w skórę człowieka. Obrzydliwość, sam nie mogę na to patrzeć, pomimo że szczepiłem się dwukrotnie i bólu nie odczułem.

Dam inny przykład: nie należy pokazywać pracy dentysty nad rozdziawionymi ustami i majstrowania w zębach pacjentów, a już broń Boże nie pokazywać wiertarki dentystycznej. Rezultat? Nikt nie pójdzie do dentysty. I nie ma się czemu dziwić. Ludzie reagują przede wszystkim na zdjęcie, obraz, a potem dopiero włączają rozsądne myślenie. Nie darmo Bismarck powiedział, że nie należy pokazywać dwóch rzeczy: jak się robi politykę i jak się w rzeźni robi parówki. W obu przypadkach reakcja będzie odrzucająca. Żyjemy naprawdę na powrót w cywilizacji obrazkowej.

Miliony ludzi żyją obecnie na powrót w dobie cywilizacji obrazkowej – to efekt telewizji i internetu. Pierwszą potrzebą w domu stał się nie stół do jedzenia rodzinnych posiłków, tylko telewizor i smartfon. W Pakistanie i w Boliwii, w północnej Afryce, a także w Chinach telefon komórkowy ma każdy. Zwróćmy uwagę, że nastąpił nawrót do wczesnego średniowiecza w krajach, takich jak Afganistan, gdzie większość społeczeństwa to analfabeci, dzięki czemu talibowie mogli opanować kraj po wyjściu Amerykanów, którzy niemądrze usiłowali tam wprowadzać liberalną demokrację i zmianę obyczajów, np. wobec kobiet (równouprawnienie). Talibowie na pewno intelektualistami nie są, ale świetnie się komunikują ze sobą i czerpią informacje z internetu. Średniowiecze online.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny