Przypomnijmy kontekst – przed placówką Straży Granicznej w Michałowie pojawiła się grupa ok. 20 imigrantów. Wśród nich ośmioro dzieci. Grupa ta przekroczyła granicę nielegalnie, więc Straż Graniczna – co sama potwierdza – zastosowała wobec niej tzw. procedurę push-backu (wypchnięcia), czyli przewiozła ich z powrotem na linię graniczną i tam pozostawiła. Wszystko to – rzecz jasna – w szczytnym celu obrony naszej granicy.
Pytanie tylko czy chroniąc granicę w tak bezwzględny sposób nie zatracamy sensu naszych własnych działań. Aleksander Łukaszenko wykorzystuje imigrantów do wywierania presji na UE – to oczywiste. Możemy to nazywać wywoływaniem kryzysu imigracyjnego, możemy nazywać wojną hybrydową – faktem jest, że imigranci są przez reżim w Mińsku traktowani przedmiotowo, jak pionki na szachownicy. Polska i Unia Europejska chronią granic nie przed jednym czy drugim imigrantem, ale właśnie przed tą strategią, która jest nie tylko wroga wobec nich, ale również sprzeczna z wartościami, którym demokratyczna Europa hołduje.
Czytaj więcej
Polska dokonała pod koniec sierpnia bezprawnego przepchnięcia (push-back) grupy imigrantów koczujących na jej granicy z Białorusią - oskarża organizacja Amnesty International, powołując się na analizę zdjęć satelitarnych oraz innych zdjęć i nagrań dotyczących sytuacji na granicy.
Zabrnęliśmy w tym wszystkim za daleko
Musi pojawić się jednak refleksja, jak daleko jesteśmy w stanie w tych działaniach zabrnąć. Postawiliśmy ogrodzenia na granicy, mówi się o murze – w porządku, można zrozumieć, że będzie to widoczny sygnał tego, iż jesteśmy zdeterminowani, by bronić granicy. Nie wpuściliśmy imigrantów koczujących tygodniami w Usnarzu – trochę mniej w porządku, ale można przyjąć argumenty rządu, że nie chcemy stwarzać precedensu, tak aby za chwilę nie mieć na granicy wielu takich obozów w Usnarzu. Wprowadziliśmy stan wyjątkowy na granicy – w porządku, choć dobrze by było, aby rząd wyjaśnił w jaki sposób ma on pomóc w rozwiązaniu kryzysu, skoro można odnieść wrażenie, iż od momentu wprowadzenia stanu nadzwyczajnego kryzys tylko się nasilił. Ale gdy dochodzimy do momentu gdy – mówiąc wzniosłe słowa o ochronie granic Rzeczypospolitej – chronimy ją przed ośmiorgiem dzieci wywożąc je na granicę i porzucając tam w imię tego, że mamy takie prawo, to zabrnęliśmy w tym wszystkim za daleko.