Nie wyjdziesz teraz na dwór, bo nie odrobiłeś lekcji" – mówi matka do nastolatka.
„Mamo, jeśli pójdę na godzinkę pojeździć na desce, dotlenię się i odprężę, to potem praca pójdzie mi łatwiej" – odpowiada dziecko. Matka może się zgodzić albo nie, ale argumentacji dziecka nie można odmówić słuszności. Decyzja, jaką podejmie, zależy od kontekstu, wcześniejszych doświadczeń, metod wychowawczych. W każdym razie tak argumentujące dziecko jest partnerem do rozmowy.
Ale może się też zdarzyć, że dziecko zacznie się histerycznie drzeć: „Nienawidzę cię! Torturujesz mnie! To jest więzienie! Zabiję się!". W takiej sytuacji bez wątpienia żadna rozmowa możliwa nie jest.
W sprawie osób, które nielegalnie próbowały przekroczyć granicę Białorusi z Polską, lewicowy komentariat oraz część polityków zachowują się jak rozhisteryzowane dziecko. Rozmowa nie jest w tych warunkach możliwa.
Można by, owszem, zastanawiać się, jak najskuteczniej rozwiązać kryzys, jak nie dać się rozgrywać Łukaszence, jak zapobiec większej inwazji na polskie granice oraz jak najlepiej ich pilnować. Można krytykować polski rząd za nieprzygotowanie granicy lub za niedostateczne jej dopilnowanie. Można rozważać, w jaki sposób wypełniać zalecenia Episkopatu ogłoszone w komunikacie i dotyczące postępowania wobec migrantów (nawiasem mówiąc, komunikat brnie w infantylny sentymentalizm i sprawia wrażenie mocno oderwanego od rzeczywistości, na przykład gdy mówi o tym, że imigranci mają wnosić wkład w „budowanie społeczeństwa obywatelskiego", podczas gdy dla ludzi z innych kręgów kulturowych jest całkowicie niezrozumiałe i kompletnie im obce).