Wyrodni rodzice (w przewadze ojcowie), którzy nie chcą płacić na swoje dzieci, to coraz większy problem w 1,5-milionowej Estonii. W minionym roku spraw o zaległe alimenty było w sądach o 20 proc. więcej niż dwa lata temu. Zaległości prawie 5 tysięcy osób sięgają 4 milionów dolarów.

Dlatego rząd postanowił podawać do publicznej wiadomości dane alimenciarzy wraz z kwotą, którą winni są swoim dzieciom. – Znam szanowanych i popularnych w społeczeństwie ludzi, którzy nie wypełniają tego obowiązku wobec swoich dzieci. Myślę, że strach przed zobaczeniem swojego nazwiska w spisie dłużników spowoduje natychmiastową zapłatę – oceniał pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości Reet Roos taliński radny.

– Osobami uchylającymi się od alimentów mogą zainteresować się nie tylko znajomi i krewni, ale także pracodawcy. I na to liczymy – dodał wiceminister Marko Aawik.

„Rzeczpospolita” otworzyła zatem stronę ministerstwa [link=http://www.just.ee/48925]www.just.ee/48925[/link] i znalazła... dziewięciu alimenciarzy. Rekordzista, niejaki Matti Ulla, zalega swoim dzieciom 188,8 tys. koron, czyli ponad 17 tysięcy dolarów.

W ministerstwie wyjaśniają, że nowe prawo funkcjonuje od niedawna, a na to, aby niepłacący rodzic trafił do Interentu, potrzebna jest zgoda osoby, której przyznano alimenty.