Spotykamy się, by nadać naszej pracy potężny impuls pracy dla Polski, dla narodu – przemówił w sobotę do delegatów ze swojej partii prezes PiS. Jednak z całego przemówienia Jarosława Kaczyńskiego do masowej wiedzy dotarła fraza o tym, że za kilka lat każdy Polak powinien być dostatecznie zamożny, by pozwolić sobie na wczasy w Egipcie lub Tunezji. [wyimek]W PiS dominują ludzie, którym spodobałyby się słowa „trwaj, chwilo, trwaj”[/wyimek]
To zdanie – zwykłe wyborcze kuszenie, które pasuje do retoryki wszystkich sił politycznych w Polsce i Europie – będzie tematem politycznych debat przez jeszcze długi czas. Niezależnie od manipulowania tym zdaniem w medialnych komentarzach prezes PiS sam zakłócił nim przekaz z własnego kongresu.
Ale też nic ciekawszego kongres PiS nie przyniósł. Główne jego wydarzenia były całkowicie przewidywalne. Ponowny wybór prezesa partii – bez realnej konkurencji i z dużą przewagą głosów – nikogo nie zaskoczył.
Podobnie wezwanie Lecha Kaczyńskiego do startu w wyborach prezydenckich było „oczywistą oczywistością”. Żadnego z przemówień nie da się nazwać rewolucyjnym. Wszystko było przejawem partyjnej rutyny, niekiedy w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ale zupełnie bez czegoś, co by porwało działaczy i zaciekawiło zwykłych wyborców.
Jeden z delegatów w prywatnej rozmowie porównał kongres do zjazdu pracowników wielkiej korporacji. Polskie partie rzeczywiście zmieniły się w korporacje. Działa w nich całkiem sprawna biurokracja, powstają kolejne komórki, które często działają same dla siebie, zewnętrzny świat zaś jest im coraz mniej potrzebny. Tak jest z PiS (z PO nie inaczej, choć jej działacze dzięki dobrym sondażom wykazują się większym optymizmem).