Trwa próba urabiania Platformy Obywatelskiej w duchu gejowskim. Robert Biedroń i związane z nim organizacje gejowskie już teraz oskarżają niemal jednym głosem polityków PO (łącznie z Donaldem Tuskiem) o to, że są homofobiczni, tworzą partię jedynie pozornie „otwartą i liberalną” i kierują Polskę w kierunku Białorusi...
A wszystko dlatego, że wbrew postulatom rozmaitych postępowych środowisk PO nie zamierza wprowadzać radykalnych zmian do polskiego prawa. I dotyczy to zarówno wprowadzenia do niego instytucji homo- i heteroseksualnego konkubinatu, ułatwień prawnych dla homoseksualnych par czy penalizacji „mowy nienawiści” i wszelkich form dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Postawa taka ma oznaczać, według Biedronia, odmowę budowania normalnego, liberalnego państwa, pozwalającego na cywilizowane życie „parze kochających się dorosłych ludzi” i prowadzić może do „izolacji i dalszych podziałów społecznych”.
Problem polega tu tylko na tym, że nie ma najmniejszych powodów, by liberalna (ale nie lewicowa) partia, przywiązana do zasady wolności wyboru obywatelskiego, w jakikolwiek sposób mieszała się w osobiste wybory jednostki. Jeśli mężczyzna pragnie pozostawać w związku nieformalnym z innym mężczyzną, to państwu nic do tego. Jego wola powinna zostać uszanowana, niezależnie od moralnej oceny, z jaką inni obywatele danego państwa podchodzą do takiego wyboru.
Ta „ślepota” państwa na seksualne i życiowe wybory jego obywateli, czy może lepiej powiedzieć: pozostawienie spraw prywatnych w sferze prywatnej, oznacza jednak, że nie ma najmniejszych powodów nie tylko do dyskryminacji ze względu na styl życia, ale również do przypisywania jakichś przywilejów związanych z wybranym stylem życia.
Wyjątkiem jest tylko trwałe, monogamiczne (i – w tym kontekście trzeba dodać – heteroseksualne) małżeństwo. I to nie dlatego, jak sugeruje poseł PO Janusz Palikot, że jest ono w Polsce „tradycyjnym modelem życia społecznego” (ciekawe, czy polityk ten zna kraje, gdzie tradycyjną formą życia społecznego są związki homoseksualne?), ale dlatego, że ta forma życia zwyczajnie się państwu opłaca. Wspieranie jej za pomocą metod fiskalnych czy ochrona dzięki zapisom utrudniającym orzeczenie rozwodu – oznacza miliardowe zyski, a także niepoliczalne pozytywne skutki społeczne.