Polacy na Zaolziu - polemika

Po przeczytaniu wywiadu z dr. J. Friedlem z Instytutu Historii Czeskiej Akademii Nauk pozwalam sobie na zgłoszenie kilku – moim zdaniem istotnych, uwag polemicznych w stosunku do informacji zawartych w artykule.

Publikacja: 13.10.2008 13:22

Red

Po pierwsze rozmówca komentując strukturę etniczną Śląska Cieszyńskiego oparł się na danych pochodzących ze spisu ludności przeprowadzonego w 1910 roku przez władze austriackie i są to dane wiarygodne (ponad połowa ludności deklarującej język polski jako ojczysty), natomiast nie znajduje najmniejszego uzasadnienia fakt pominięcia faktycznego ograniczenia polskich aspiracji terytorialnych do części Śląska Cieszyńskiego (określanego później mianem Zaolzie), gdzie udział ludności polskiej w całej populacji osiągał aż 69,2% (123,9 tys. osób), przy czym na tym samym obszarze osób deklarujących czeskość było zaledwie 32,8 tys. (18,3%).

Po wtóre polemicznego głosu wymaga komentarz dr. Friedla dotyczący stosunków etnicznych po I wojnie światowej na omawianym terytorium. Czeski historyk podaje zaskakujące dane mówiące o 140 tys. Polaków i 113 tys. Czechów – warto tu podkreślić, że dane pospisowe z 1921 roku (po ustaleniu niekorzystnego przebiegu linii granicznej pomiędzy RP i CSR) wskazują, że na Zaolziu mieszkało ogółem 177,1 tys. osób, w tym 68 tys. Polaków (38,4%) i 88,5 tys. Czechów (50%). Sądzę, że ta nagła zmiana proporcji pomiędzy poszczególnymi grupami etnicznymi stanowi najlepszy dowód prowadzenia aktywnej walki z polską tożsamością mieszkańców Zaolzia.

Przedstawione przeze mnie dane odwołują się do faktycznych danych wytworzonych po przeprowadzonych spisach ludności w 1910 i 1921 roku i jako takie od lat funkcjonują w literaturze przedmiotu – zarówno wśród badaczy polskich, jak też czeskich. Wiarygodność danych czechosłowackich można podawać w wątpliwość szczególnie w zestawieniu z danymi z 1939 roku, kiedy to okazało się, że populacja czeska w regionie liczy ogółem 44,5 tys. osób. W 1938 roku – gdy władze czechosłowackie ustąpiły z Zaolzia nastąpił gwałtowny ubytek w grupie osób deklarujących czeskość – do tego stopnia, że czeskojęzyczne szkolnictwo straciło rację bytu; to właśnie brak uczniów stał się zasadniczą przesłanką do wyjazdów nauczycieli w głąb republiki.

Po trzecie – wspominając o polityce czechizacji: przymuszania do edukacji dzieci w języku czeskim i deklarowania czeskości przez zaolziańskich Polaków, dr Friedl pominął bardzo istotną grupę ludności, która w czeskiej polityce wynaradawiania odegrała istotną rolę – chodzi o Polaków imigrujących z Galicji. Grupa ta przybywała na obszar Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego wraz z rozwojem przemysłu i w chwili powstania nowych państw narodowych jej status nie był jasno określony. Władze CSR w praktyce stawiały warunek – domicyl, jeśli osoba zadeklarowała czeską narodowość lub przymus opuszczenia Czechosłowacji, o ile poczuwała się do polskości. Warto dodać, że ci robotnicy w pierwszym pokoleniu, którzy znajdując pracę w przemyśle mieli poczucie wielkiego awansu społecznego, najczęściej ulegali temu szantażowi.

Po czwarte – prowadzone przeze mnie wywiady z mieszkańcami Zaolzia wskazują na zupełnie odwrotną sytuację niż ta wspominana przez dr. J. Friedla – bez trudu można do dziś dotrzeć na Zaolziu do potomków osób, które po ogłoszeniu mobilizacji w 1938 roku stawiły się do poboru do czechosłowackiego wojska – wręcz do rodzinnych legend przeszło też i to, że w koszarach byli wówczas jedynymi poborowymi; ich czechosłowaccy koledzy nie poczuwali się do obrony swojej ojczyzny! Natomiast podoficer, który ich przyjmował po dialekcie rozpoznał, że wywodzą się ze Śląska i ich obecność skomentował „wiernością pięciokoronowych Czechów” (pięć koron było swego czasu datkiem strony czeskiej za deklarowanie się po stronie czeskiej).

Po piąte dr Friedl bez uzasadnienia pominął działalność polskiego podziemia na Zaolziu (Okręg AK Zaolzie). Heroiczny czyn polskich patriotów zasługuje na obszerniejsze potraktowanie.

Po szóste dr Friedl wprawdzie wskazał przesłanki, którymi kierowały się władze czechosłowackie decydując się na złamanie umowy z 5 listopada 1918 roku, ale pominął istotny dla zrozumienia całej sytuacji fakt całkowitego zaangażowania wojskowych sił Polski w walkach z bolszewikami. Tranzyt uzbrojenia z Francji mógł nastąpić jedynie przez Czechosłowację – wobec postawy strony niemieckiej. To właśnie była faktyczna cena zaakceptowania przez władze polskie tak niekorzystnego przebiegu linii granicznej.

Wreszcie odrębnego ustosunkowania się wymaga komentarz dr. Friedla o tym, że już dawno wam wybaczyliśmy [za 1938 rok]. W świetle historycznych faktów Czesi w sprawie Zaolzia nie mieli i nie mają niczego do wybaczania Polakom. Wręcz winni są sami przeprosin za agresję ze stycznia 1919 roku i późniejsze pozbawienie polskiej tożsamości tysięcy osób na Zaolziu (Polaków w regionie jest już zaledwie około 40 tys.) Są, co prawda miejscowości, gdzie udział osób deklarujących polskość osiąga połowę, ale współcześnie są to już nieliczne przypadki (głównie w południowej części Zaolzia, okolice Jabłonkowa).

W kwestii wybaczania istotny dowód stanowi też współczesność – po umieszczeniu na cieszyńskich ulicach po czeskiej stronie Olzy dwujęzycznych tablic zostały one natychmiast zamalowane przez niechętnych Polakom mieszkańców. Można uznać, że spór o Zaolzie stracił na intensywności, ale nie zaniknął całkowicie w świadomości obu narodów. O to, żeby nie zaniknął w czeskiej świadomości troszczy się wydawca poezji Petra Bezrucza (Slezske pisne), który w swoich wierszach dowodzi czeskości śląskiej ziemi – a warto dodać, że chyba nie ma miasta na Zaolziu, którego większa ulica czy dom kultury nie nosiłyby miana tego autora. Paradoksalnie nawet polskojęzyczne gimnazjum w Cieszynie po czeskiej stronie Olzy mieści się przy tej ulicy (boczne wejście), co chyba najlepiej ilustruje specyfikę problemu zaolziańskiego.

[i]dr Paweł Hut

Instytut Polityki Społecznej UW [/i]

Po pierwsze rozmówca komentując strukturę etniczną Śląska Cieszyńskiego oparł się na danych pochodzących ze spisu ludności przeprowadzonego w 1910 roku przez władze austriackie i są to dane wiarygodne (ponad połowa ludności deklarującej język polski jako ojczysty), natomiast nie znajduje najmniejszego uzasadnienia fakt pominięcia faktycznego ograniczenia polskich aspiracji terytorialnych do części Śląska Cieszyńskiego (określanego później mianem Zaolzie), gdzie udział ludności polskiej w całej populacji osiągał aż 69,2% (123,9 tys. osób), przy czym na tym samym obszarze osób deklarujących czeskość było zaledwie 32,8 tys. (18,3%).

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości