[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/07/04/parkomat-prawde-ci-powie-o-ustroju/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Obserwowałem przed laty zaczątki tego procesu jednocześnie w dwóch miastach ? w Warszawie i Łodzi. Każde z nich przyjęło odmienne założenia. Model łódzki ? od razu nazwę go liberalnym ? polegał, z grubsza, na podzieleniu stref, w których chciano ograniczyć ruch samochodów (bo przecież w oficjalnych deklaracjach zawsze wszyscy podkreślają, że nie chodzi o złupienie kierowców, tylko właśnie o ograniczenie liczby samochodów w śródmieściu) na małe dystrykty i zatrudnieniu do ich pilnowania ludzi. Na każdy taki dystrykt brało się facia, który odpowiadał za to, żeby każdy parkujący na jego terenie samochód miał za szybką aktualny bilet ? i tyle.
Rozwiązanie takie ma same plusy. Koszty ze strony miasta są praktycznie zerowe ? rozdać kilkaset czapeczek albo kubraków w odblaskowym kolorze, bloczki biletowe, długopisy, i zorganizować patrol straży miejskiej, sprawdzający wyrywkowo, czy parkingowi wywiązują się ze swoich obowiązków. Zysk liczyć zaś należy nie tylko we wpływach do miejskiej kasy ? część opłat parkingowy oczywiście zatrzymać musi dla siebie ? ale też w stworzeniu kilkuset miejsc pracy, niskopłatnych, ale zawsze lepiej, żeby ludzie w trudnej sytuacji brali taką robotę (dzieląc ją, dajmy na to, z żoną czy szwagrem, to już sprawa samego parkingowego), niż zasiłki, które są kosztowne i zwyczajnie demoralizują, oduczając od pracy.
Rozwiązanie liberalne ma jednak także wadę, to znaczy, wadę z punktu widzenia miejskich władz i wszystkich obrastających je gron krewnych i druziej: nie ma tu czego przekręcić.
Dlatego w takiej na przykład Warszawie od razu zdecydowano się na model, który nazwać należy neoliberalnym albo neosocjalistycznym (co na jedno wychodzi). Żadni tam parkingowi, nie będziemy przecież dziadować, trzeba pokazać, że jesteśmy prawdziwie europejskim miastem ? a więc trzeba rozpisać przetarg, wziąć inwestycyjnego doradcę, następnie stworzyć wedle opracowanej przez niego strategii ogólną koncepcję, w ramach której miasto przeznaczy odpowiednie środki, wybierze dostawcę wielkiej liczby parkomatów, a potem stworzy się konsorcjum do ich eksploatowania, a potem się zwróci do miasta o wyasygnowanie większych środków, bo oczywiście okaże się, że jedynie słuszne rozwiązanie okazało się jak zwykle znacząco droższe niż w przetargowej ofercie.