Przychodzi szef CBA do premiera i...

Donald Tusk ma kłopot – opozycja z jednej strony oskarża go o zaniechania w sprawie tzw. afery hazardowej, z drugiej – o przeciek

Publikacja: 06.10.2009 21:48

Mariusz Kamiński

Mariusz Kamiński

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Co premier powinien był zrobić, gdy przyszedł do niego szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego z informacją, że prominentni politycy PO prowadzą podejrzane rozmowy z zaprzyjaźnionymi biznesmenami? Czy szef CBA Mariusz Kamiński złapał go w pułapkę, bo Donald Tusk nie miał dobrego wyjścia: albo naraziłby się na zarzut bezczynności, albo – uprzedzenia osób zainteresowanych o działaniach Biura?

Środowisko prawnicze nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.

– Żadne procedury administracyjne obligujące premiera do określonych działań w takich sytuacjach nie istnieją – mówi prof. Hubert Izdebski, specjalista prawa administracyjnego z Uniwersytetu Warszawskiego. – Dlatego trudno tę sprawę rozpatrywać w kategoriach zaniedbania, które mogłoby skutkować odpowiedzialnością urzędnika państwowego.

– Na pewno premier powinien podjąć aktywne działania służące wyjaśnieniu roli osób z jego kręgu, o których informowało CBA – uważa z kolei konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek.

Jakie? Na to pytanie również nie uzyskujemy jednoznacznej odpowiedzi. Wiesław Johann, sędzia w stanie spoczynku Trybunału Konstytucyjnego, uważa, że premier powinien był zawiadomić prokuraturę. – Niepodjęcie żadnych kroków i dodatkowo bezprecedensowy atak na szefa CBA świadczy na niekorzyść Tuska – twierdzi.

Innego zdania jest prof. Piotr Kruszyński, karnista. – Sprawa nie jest jednoznaczna, postępowanie karne wszczyna się, gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa – mówi Kruszyński. – Stenogramy wskazują bardziej na niski poziom moralny jego ministrów niż na uzasadnioną możliwość przestępstwa. Nie jestem pewien, czy na tej podstawie można wszcząć postępowanie. Na pewno jednak premier powinien polecić odpowiednim służbom dogłębne zbadanie sprawy. Rzecznik rządu Paweł Graś mówił, że premier zrobił dokładnie to, co zasugerował mu Kamiński – podjął działania, żeby ochronić proces legislacyjny przed nielegalnym lobbingiem. W tym celu spotkał się z ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim oraz ministrem finansów Jackiem Rostowskim i poprosił ich o wyjaśnienie, jakie działania podjęli podczas prac nad ustawą hazardową.

Czy było to najwłaściwsze postępowanie? Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz podczas spotkania z dziennikarzami stwierdził, że na miejscu premiera zachowałby się dokładnie tak samo.

Podobnego zdania jest były premier z Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszek Miller. – Gdyby do mnie przyszedł szef CBA z rewelacjami na temat prominentnych polityków mojej partii, to postąpiłby zgodnie z sugestiami owego szefa – zaznacza Miller. – W przeciwnym razie mógłby mnie potem oskarżyć, że coś zepsułem.

– Z wyjaśnień Kamińskiego wynika, że proponował premierowi, by pod pretekstem oficjalnych informacji, m.in. publikacji prasowych, zainteresował się sprawą. I jak rozumiem, premier podjął takie działania – mówi Miller. – Tylko jego nieszczęście polega na tym, że doszło do przecieku, i to jest w tej chwili główny problem Donalda Tuska. Bo zarzut ostrzeżenia osób znajdujących się w kręgu zainteresowania służb specjalnych jest bardzo poważny. Chcę przypomnieć, że w aferze starachowickiej wiceminister spraw wewnętrznych Zbigniew Sobotka został skazany w procesie poszlakowym na dwa i pół roku więzienia za przeciek, na który nie było bezpośrednich dowodów.

Były wicepremier Roman Giertych uważa natomiast, że premier po wysłuchaniu rewelacji Kamińskiego nie miał żadnego ruchu. – Na jego miejscu nic bym nie zrobił, bo mógłbym się narazić na zarzut ujawnienia sprawy – podkreśla Giertych. – Jest taka praktyka, że służby informują premiera o różnych zagrożeniach, ale to, co powiedzą, jest tylko do jego wiadomości, on z tą wiedzą nie może nic zrobić.

Bo według Giertycha w takiej sprawie jak afera hazardowa lepiej być oskarżonym o zaniechanie niż o to, że doszło do przecieku i partyjni koledzy zostali ostrzeżeni, iż interesuje się nimi CBA.

Co premier powinien był zrobić, gdy przyszedł do niego szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego z informacją, że prominentni politycy PO prowadzą podejrzane rozmowy z zaprzyjaźnionymi biznesmenami? Czy szef CBA Mariusz Kamiński złapał go w pułapkę, bo Donald Tusk nie miał dobrego wyjścia: albo naraziłby się na zarzut bezczynności, albo – uprzedzenia osób zainteresowanych o działaniach Biura?

Środowisko prawnicze nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości