Wyrzucając Zbigniewa Wassermanna i Beatę Kempę z komisji śledczej, przekroczyła kolejną granicę i – jeśli i to pozostanie sondażowo bezkarne – przekroczy zapewne dalsze. Jakie? A czy po piątkowym puczu możemy wykluczyć np. taką możliwość?
Jest połowa lutego. Komisja w najlepsze zajmuje się rekonstruowaniem poruszeń Przemysława Gosiewskiego po gmachu KPRM latem 2007 r. Nie zdążyła natomiast w ogóle – albo prawie – dotknąć tematyki Mira, Rysia et consortes. A termin zakończenia jej działalności się przybliża. I wtedy – albo nagle i pod osłoną nocy, albo za dnia i w świetle jupiterów (bo przecież doświadczenie uczy, że wszystko uchodzi) – Platforma ogłasza: to, że dotąd nie przeanalizowaliśmy całego zakreślonego uchwałą Sejmu okresu, dowodzi, że opozycja nie chce efektywnie pracować. A przecież tyle jest ważniejszych spraw, którymi powinni się zajmować posłowie. Zresztą i tak już wyjaśniliśmy wszystko to, co najważniejsze, i odsłoniliśmy to, co najgorsze. I tak najgorsze rzeczy działy się za kaczystowskiego reżimu. Więc – rzecz jasna dla dobra Polski – nie damy się opozycji szantażować jakąś tam uchwałą Sejmu sprzed pół roku. Kończymy prace zgodnie z terminem. Piszemy raport, choć w zasadzie nie zajęliśmy się jeszcze tym, co w sprawach hazardowych działo się za naszych rządów.
Przewodniczący Sekuła zarządza głosowanie. PO jest za, koalicjant też. Jest większość. Niech sobie teraz pisowcy i Bartosz Arłukowicz krzyczą do woli. Bo kto mógłby rozliczyć komisję z takiej decyzji? Sejm. A jaka jest większość w Sejmie? Taka jak w komisji.
Scenariusz ten szokuje bezczelnością. Ale niestety nikt, kto śledzi, jak Platforma idzie drogą "od rzemyczka do koniczka", jak oswaja się z przekonaniem o własnej bezkarności, nie potrafi chyba z ręką na sercu powiedzieć, że jest on zupełnie niemożliwy.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/skwiecinski/2009/12/06/a-niech-sobie-krzycza/]Skomentuj[/link][/ramka]