Sztuka walki bez walki

Czy wobec powściągliwości Jarosława Kaczyńskiego, Donald Tusk jest zdolny do ogłoszenia politycznego zawieszenia broni? A może nie potrafi już prowadzić innej polityki niż dotąd? – zastanawia się publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 26.05.2010 01:49

Jarosław Kaczyński podczas wiecu na Placu Teatralnym w Warszawie, 22 maja 2010 r.

Jarosław Kaczyński podczas wiecu na Placu Teatralnym w Warszawie, 22 maja 2010 r.

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Chyba wszyscy znają tę sprytną antykościelną zaczepkę. Najpierw trzeba zapytać księdza, czy Bóg jest wszechmocny. Gdy uzyskamy potwierdzenie, trzeba uściślić, czy Stwórca może stworzyć taki kamień, którego nie będzie w stanie unieść. Jeśli kapłan odpowie, że nie – będzie można z triumfem orzec: a więc wszechmoc Boga to bzdura. Gdy ksiądz odpowie „tak”, także będziemy mogli orzec – a więc boska wszechmoc to bajka dla grzecznych dzieci.

Tanie sztuczki antyklerykałów przypomniały mi się właśnie teraz, gdy plejada publicystów na czynniki pierwsze rozbiera tezę mówiącą, że Jarosław Kaczyński się zmienił. Co i rusz słyszymy: jeśli lider PiS się zmienił, to niech wyrzeknie się idei IV RP i ją potępi. Jeśli tego nie zrobi, to sam się ujawni jako chytry oszust i dlatego już dziś trzeba bić na alarm, że wilk swojej wilczej natury nie zmieni. No, chyba że zmieni się w niegroźnego ratlerka.

Ale i wtedy, jak podejrzewam, Jarosław Kaczyński nie zostanie pozostawiony w spokoju. Nieprzychylne mu media z lubością będą wyszukiwać zwolenników IV RP i wypytywać, jak bardzo gardzą oni Kaczyńskim za to odstępstwo. Najlepiej – choć to akurat nie jest już wypowiadane wprost – niech Kaczyński przestanie mącić ludziom w głowach i straszyć wizją swej wygranej. Niech wycofa się z wyborów i zniknie raz na zawsze w prawicowym piekle. Słowem: nie kijem go, to pałką.

[srodtytul]Zmiana, czyli co?[/srodtytul]

Na początek zastanówmy się, jak można rozumieć termin „przemiana psychologiczna”. Na pewno nie jest grą stan psychicznego zdruzgotania po śmierci brata – w wypadku bliźniąt jest to odczuwane jeszcze mocniej. Nie jest grą wyciszenie człowieka, który po jednej ogromnej stracie, drży o życie ciężko chorej matki. Który długo bił się z myślami, jak jej powiedzieć o śmierci jej syna. Który na poważnie rozważa, że jeśli ujawnienie strasznej prawdy pogorszy stan jej zdrowia, to on przerwie kampanię, aby móc czuwać przy niej w szpitalu.

Ale oprócz zwykłego ludzkiego wymiaru przemiany wskutek rodzinnych tragedii, mamy też zmianę komunikatu politycznego. Najpierw było orędzie do Rosjan, przełamujące wizerunek Kaczyńskiego jako organicznego rusofoba. Potem deklaracja: „Przestańmy mówić o IV RP, rozmawiajmy o przyszłości”, którą szef PiS złożył w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Czy musi to oznaczać wyłącznie wykalkulowaną zmianę tonu albo podwójną grę?

Dla propagandzistów PO sprawa jest prosta – idea IV RP była zbrodnicza, więc każdy, kto jej się ze łzami nie wyrzeka, pozostaje niegodziwcem.

Tymczasem lider PiS nie przeprasza za IV RP jak Zbigniew Bujak przepraszał za „Solidarność”. Kaczyński wskazuje raczej, że idea ta przeszła do historii. Kiedyś była wprawdzie szansą na większościową koalicję Platformy i PiS, ale nie została wcielona w życie z powodu histerii PO po podwójnej przegranej wyborczej w 2005 roku. Wymuszona wskutek postawy Tuska koalicja z LPR i Samoobroną była porażką. I wreszcie, niezależnie od tej porażki, idea IV RP została z dużym kapitałem złej woli skarykaturowana i zdemonizowana przez medialnych sojuszników Platformy. Dlatego właśnie wracanie dziś do niej może wywoływać tylko konflikty.

Ten realistyczny, trzeźwy osąd sytuacji pokazuje raczej, jak bardzo Kaczyński próbuje zakończyć zimną wojnę domową niszczącą polską scenę polityczną. Ta zmiana tonu nie doczekała się jednak spokojnej analizy. Wykorzystano ją raczej do kolejnych ataków na byłego premiera. Zaczęto domagać się od niego pełnego odcięcia się od dawnych idei. A na to Kaczyński ani nie ma ochoty, ani nie ma powodów, żeby to czynić.

W wojnie o IV RP ostre ciosy wymierzały obie strony. I dziś żądanie jednostronnego rozbrojenia ideowego PiS brzmi absurdalnie.

[srodtytul]Wstrzemięźliwość wbrew nastrojom[/srodtytul]

Kaczyński, używając w obecnej kampanii lżejszego języka, podjął niełatwą decyzję. Kwietniowa tragedia dała bowiem wyborcom PiS poczucie odzyskania godności. Tysiące ludzi zrozumiały, jak jałowy i groźny dla suwerenności Polski jest minimalizm polityki PO. W tej sytuacji na podgrzewaniu emocji niezwykle łatwo można zbić popularność. Ale jeśli ludzie wierni pamięci Lecha Kaczyńskiego ze zrozumieniem przyjęli zmianę tonu jego brata, to uczynili tak z racji ogromnego zaufania dla Jarosława Kaczyńskiego.

Jasne, że ostre wypowiedzi wciąż się zdarzają. Wrogowie Kaczyńskiego uwielbiają wskazywać, że na wiecach PiS rozbrzmiewają obraźliwe dla PO okrzyki czy kolportowane są karykatury premiera Tuska. I sugerują, że to niezbity dowód na fałsz przemiany Kaczyńskiego. To oczywisty maksymalizm. Bo czy porządkowi PiS mają konfiskować sprzedawane na obrzeżach wieców satyryczne rysunki? Zwłaszcza że przychylni Platformie publicyści bardzo starają się nie widzieć, jak złe doświadczenia z politykami PO często mają ci ludzie? Nadal w ciszy mają dać się obrażać przez Władysława Bartoszewskiego i Janusza Palikota, którzy rozdają im bolesne kopniaki?

Jednak to politycy PiS i sam Jarosław Kaczyński zrezygnowali ze stawiania w tej kampanii głośnych pytań o przyczyny oddania śledztwa smoleńskiego Rosjanom, szybko porzucili pytania o odpowiedzialność za zaniedbania powodziowe, nie podejmują też debaty o polskiej polityce zagranicznej. Znacznie ograniczyli więc sobie pole działania.

Powie ktoś, że obecna wstrzemięźliwość szefa PiS to wynik kolejnych tragedii, jakie spadają na Polaków od kwietnia. Owszem – ale i tu brak symetrii. Obóz Komorowskiego unika wprawdzie krytycznego rozliczania prezydentury Lecha Kaczyńskiego, ale już bez najmniejszego zażenowania straszy IV RP i wyciąga śmierć Barbary Blidy.

[srodtytul]Gdzie chłód? Gdzie racjonalizm?[/srodtytul]

Można zatem zapytać: czy wobec powściągliwości Jarosława Kaczyńskiego, Donald Tusk jest zdolny do ogłoszenia politycznego zawieszenia broni? A może nie potrafi już prowadzić innej polityki? Może platformersi po prostu nie mają innego pomysłu na swoją działalność? Może to Platformę warto więc pytać, czy jest zdolna do zmiany? To szczególnie ważne, w chwili gdy szefem lubelskiego okręgu PO ponownie zostaje Janusz Palikot, człowiek uznający się za drugiego Chrystusa?

Na łamach tygodnika „Newsweek” Piotr Bratkowski z typowym dla swego środowiska poczuciem wyższości poucza czytelników, że wyborcy Komorowskiego to pozbawiona emocji grupa, akceptująca swojego kandydata ze świadomością wielu jego wad – na zasadzie rozumowego wyboru mniejszego zła. Co innego wyborcy Kaczyńskiego – ci mają być wyznawcami niepodległościowego Mojżesza, w którego wierzą tak mocno, że są w stanie przełknąć każde jego wcielenie. Słowem fanatycy, czekający na wyrwanie Polski z „niewoli liberalnego kłamstwa, oderwanych od narodowych korzeni mediów, sprzedajnych i dbających tylko o swój własny interes polityków”.

Owszem, bywają tacy ludzie w obozie Kaczyńskiego. Ale są też i tacy, którzy całkiem racjonalnie oceniają np. polską dyplomację i zauważają jej słabość wobec polityki Moskwy czy Berlina. Tych wyborców niepokoi lekceważenie przez obecny rząd bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju i banalizację naszej polityki historycznej. Jasne, że ich niepokój można ubrać w kostium oszołomstwa. Wszystko można.

Również koalicjantów Bronisława Komorowskiego. Bo czyż nie jest to histeryczna obawa przed Kaczyńskim, która spaja tę rzekomo chłodną i racjonalną grupę? Wystarczy parę migawek z zebrania komitetu poparcia kandydata PO, by dostrzec nadmierną ekspresję Władysława Bartoszewskiego, panikę Andrzeja Wajdy czy zagubienie aktora Andrzeja Chyry przekonanego, że Komorowski ma na imię Władysław. Gdzie tu chłód? Gdzie racjonalizm?

[srodtytul]Moralny szantaż[/srodtytul]

W normalnym kraju zmiana tonu Kaczyńskiego powinna być przyjęta z nadzieją. U nas natomiast Platforma sugeruje niedwuznacznie, że odtąd PiS ma się z nią zgadzać we wszystkim albo zostanie oskarżony o ordynarne kłamstwo. Wykorzystywanie deklaracji dobrej woli do moralnego szantażowania opozycji to logika wojny totalnej.

W myśl tej logiki im rywal ma gorsze skłonności, tym lepiej – bo łatwiej go wyeliminować z politycznej sceny raz na zawsze. To dlatego rozdrażnienie Platformy zmianą stylu szefa PiS źle wróży polskiej polityce. Swoją irytacją PO daje dowód, że wciąż ma niewygasłe nadzieje na zmonopolizowanie polskiej polityki. Ale to już problem PO.

A jaki jest problem Jarosława Kaczyńskiego? On musi pokazać ludziom, co ze zmiany jego politycznego stylu wynika. Zaufanie wyborców już ma. Kampania prezydencka może natomiast być dla niego szansą na zaprezentowanie się Polakom jako lider ugrupowania, które potrafi określić się na nowo i które pokaże, że prawicowe jutro zaczyna się już dziś.

Chyba wszyscy znają tę sprytną antykościelną zaczepkę. Najpierw trzeba zapytać księdza, czy Bóg jest wszechmocny. Gdy uzyskamy potwierdzenie, trzeba uściślić, czy Stwórca może stworzyć taki kamień, którego nie będzie w stanie unieść. Jeśli kapłan odpowie, że nie – będzie można z triumfem orzec: a więc wszechmoc Boga to bzdura. Gdy ksiądz odpowie „tak”, także będziemy mogli orzec – a więc boska wszechmoc to bajka dla grzecznych dzieci.

Pozostało 94% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości