Dokładnie tydzień temu Jarosław Kaczyński wypowiedział mniej więcej takie słowa: – Jeszcze się państwo zdziwicie, ale my i PSL już niedługo możemy wspólnie sporo zmienić.
Odbiorcą tej intrygującej zapowiedzi była grupa twórców i dziennikarzy, autorów jednego z projektów ustawy medialnej. Kontekst słów prezesa PiS, według słuchaczy, nie dotyczył ustawy. Można było odnieść wrażenie, że Kaczyński zapowiada możliwość poważnej zmiany na scenie politycznej.
Słowa te padły zaledwie kilka dni przed wskazaniem Marka Belki na prezesa NBP, czyli wydarzeniem, które ogromnie zirytowało polityków PSL.
Słowa Kaczyńskiego korespondują z wpisem w blogu posła PO Janusza Palikota z 12 maja: "Przegrana Bronisława Komorowskiego to przegrana Platformy. Ta przegrana nie tylko, że nie ułatwi zwycięstwa PO w wyborach parlamentarnych, ale przeciwnie, oznacza utratę władzy i upadek koalicji PO – PSL. W 2005 r. po zwycięstwie Lecha Kaczyńskiego nikt nie wierzył w koalicję PiS – LPR – Samoobrona, ale miała ona miejsce. Dziś także łatwo sobie wyobrazić, że Jarosław Kaczyński, jeśli zwycięży, zaproponuje najpierw koalicję PO – PiS, nie do przyjęcia przez Platformę ze względów ideowych, a następnie doprowadzi do koalicji PiS – PSL – SLD".
Jest tylko pytanie, czy liderzy PO boją się tego scenariusza, czy sami wpychają koalicjanta w ramiona PiS?