Reklama

Michał Szułdrzyński: Komisja hazardowa przydała się państwu

Choć przyjęcie raportu końcowego zamyka prace komisji śledczej, wcale nie kończy afery hazardowej. Ostatnie godziny posiedzeń komisji były raczej pokazem siły ze strony przewodniczącego Mirosława Sekuły, a nie próbą porozumienia. Komisja kończy więc tak, jak zaczęła: w pośpiechu, chaosie i bez troski o prawdę.

Aktualizacja: 05.08.2010 20:54 Publikacja: 05.08.2010 20:44

Politycy PO od początku realizowali strategię, która polegała na tym, by przekonywać wszystkich, że nie było żadnej afery, a cała sprawa była pułapką zastawioną przez PiS na premiera Tuska.

W dużej mierze udało się osiągnąć ten cel: posiedzenia komisji były spektaklami z Mirosławem Sekułą i Beatą Kempą w rolach głównych. Dlatego często komisję przedstawiano jako teatr wojny odwiecznie zwaśnionych sił: PO i PiS. Wojny, z której nic nie wynika.

A to nieprawda. Bo gra się toczyła także o zdolność naszego państwa do samonaprawy. Dlatego w pewnej mierze komisja odniosła sukces: pomogła wyciągnąć na światło dzienne patologiczny styk polityki i biznesu w Polsce.

Choć czasem wydawało się, że tylko posłowi Lewicy Bartoszowi Arłukowiczowi zależy na odkryciu prawdy, komisja spełniła swoją misję: przez ostatnie dziewięć miesięcy Polacy mogli zajrzeć pod podszewkę polskiej polityki.

W raporcie można napisać wszystko, papier jest cierpliwy. Niemniej miliony Polaków mogły słuchać zeznań Marcina Rosoła, Mirosława Drzewieckiego, Zbigniewa Chlebowskiego czy Ryszarda Sobiesiaka i przekonać się na własne oczy, jak traktowali oni państwo.

Reklama
Reklama

Dzięki temu teraz politycy dziesięć razy się zastanowią, nim obiecają biznesmenowi legalizację wycinki lasu, mówiąc: "Na 90 procent, Rysiu, że załatwimy". Zastanowią się, nim umówią się z lobbystą na cmentarzu lub gdy będą załatwiali w państwowej spółce pracę dla córki znajomego. Może też zawstydzą się, nim zapewnią, że blokują od roku jakąś ustawę.

Politycy PO od początku realizowali strategię, która polegała na tym, by przekonywać wszystkich, że nie było żadnej afery, a cała sprawa była pułapką zastawioną przez PiS na premiera Tuska.

W dużej mierze udało się osiągnąć ten cel: posiedzenia komisji były spektaklami z Mirosławem Sekułą i Beatą Kempą w rolach głównych. Dlatego często komisję przedstawiano jako teatr wojny odwiecznie zwaśnionych sił: PO i PiS. Wojny, z której nic nie wynika.

Reklama
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Nowy plan Tuska: gospodarka, energetyka i specjalna misja Sikorskiego
Publicystyka
Konrad Szymański: Jaka Unia po szkodzie?
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Publicystyka
Marek Migalski: Dekonstrukcja rządu
Reklama
Reklama