Wanda Nowicka: Seks polityka po polsku

Państwo postawiło na konserwatywną wizję społeczeństwa, w którym główną rolę odgrywa Polak katolik i matka Polka, rozrodczość obywateli jest ściśle kontrolowana, a życie społeczne toczy się wokół parafii – twierdzi feministka

Publikacja: 23.02.2011 00:31

Wanda Nowicka: Seks polityka po polsku

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

Transformacja ustrojowa, którą Polska przeszła ponad 20 lat temu, zmieniła nie tylko polityczno-ekonomiczny ustrój państwa. Zmiany, które zaszły, są o wiele głębsze. Dotyczą prywatnego życia obywateli, stylu życia, wartości i sposobu myślenia. Zmianom mentalności, będącym wynikiem polityki państwa, ton nadał konserwatyzm i fundamentalizm religijny. Ponieważ przedmiotem tej polityki jest szeroko rozumiana seksualność, w literaturze światowej ukuto termin sekspolityka.

W kwestiach wielkiej polityki Polska raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem aspiruje do bycia państwem nowoczesnym, nieodstającym od wysokorozwiniętych krajów unijnych, poważnym graczem na arenie międzynarodowej.

W polityce społecznej, której wizję stworzyły i realizują kolejne rządy prawicowe pod wpływem Kościoła katolickiego, państwo postawiło na konserwatywną wizję, tradycyjny model rodziny, zgodnie z którym obywatele żyją i myślą według jednego akceptowanego wzorca, w którym główną rolę odgrywa Polak katolik i matka Polka, rozrodczość obywateli jest ściśle kontrolowana, a życie społeczne toczy się wokół parafii.

Za niekwestionowany dogmat uznaje się fakt, że w 1989 r. odzyskaliśmy wolność. I jest to w dużej mierze prawda, jeśli chodzi o nasze prawa obywatelskie, zwłaszcza możliwość udziału w życiu publicznym. W ekonomii jednak odzyskana wolność, której symbolami są neoliberalizm i wolny rynek, pogłębiły wyzysk i nierówności społeczne. Grupom społecznym, które straciły w wyniku transformacji, taka wolność wyszła bokiem.

O ile kwestie ekonomiczne prawica pozostawiła w rękach społeczeństwa, o tyle bezpardonowo wtargnęła w życie prywatne i rodzinne, a w szczególności w wybory światopoglądowe oraz w decyzje dotyczące prokreacji i kontroli płodności. Społeczeństwo nie może się od państwa doprosić realnej pomocy, nie mogąc się jednak uwolnić od światopoglądowej kurateli państwa i Kościoła.

Sekspolityka po polsku rozpoczęła się od likwidacji neutralności światopoglądowej państwa, co dokonało się za sprawą konkordatu, a zaczęło się od wprowadzenia religii do szkół i przedszkoli w 1990 r. W rzeczywistości szkolna katecheza zapoczątkowała wszechobecność Kościoła katolickiego w życiu szkolnym.

Katolicka etyka seksualna jest zasadniczą treścią katechezy, wiszące w klasach krzyże katolickie zaś symbolizują katolicki charakter polskiej szkoły

Kościół ingeruje w program nauczania np. edukacji seksualnej. Szkoła aktywnie uczestniczy w życiu religijnym, w mszach i rekolekcjach. O ile uczniowie teoretycznie mogą nie uczestniczyć w lekcjach religii, przedszkolaki nie mają żadnego wyboru. Nie trzeba dodawać, że tzw. katolicka etyka seksualna jest zasadniczą treścią katechezy, wiszące w klasach krzyże katolickie zaś symbolizują katolicki charakter polskiej szkoły. Notabene, każda uroczystość państwowa musi rozpocząć się mszą, a Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu dyskutuje o polityce państwa, nawet o polskiej prezydencji Unii Europejskiej.

Jednak najbardziej drastyczną ingerencją w życie prywatne obywateli, zwłaszcza Polek, jest ustawa antyaborcyjna, jedna z najbardziej restrykcyjnych ustaw w Europie. Została ona wprowadzona wbrew woli społeczeństwa, bez żadnych mechanizmów osłonowych. Ustawa ta wywarła ogromny wpływ na intymne życie, seksualność i rozrodczość.

Przerywanie ciąży zostało napiętnowane, nie wpłynęło to jednak w istotny sposób na decyzje życiowe kobiet. Kobieta, która nie może kontynuować ciąży, zrobi wszystko, by ją zakończyć, nawet ryzykując życiem, nawet gdyby groziły jej za to wieczne wyrzuty sumienia oraz męki piekielne. Fundamentaliści religijni stojący za zakazem aborcji sprawili, że mimo zapisów prawnych obligujących państwo do upowszechnienia antykoncepcji i wprowadzenia nowoczesnej edukacji seksualnej do szkół państwo się wycofało, profilaktyka zaś została pozostawiona samym zainteresowanym. W efekcie niechciana ciąża jest bardzo częsta, a strach przed nią nadaje życiu seksualnemu charakter rosyjskiej ruletki.

Konserwatystom to jednak nie wystarcza. Chcą przejąć pełną kontrolę nad seksualnością i prokreacją społeczeństwa. Chcą decydować o tym, kiedy i jak kobiety mają rodzić. Nie przypadkiem ostatnie lata zdominowała debata o in vitro. Fundamentaliści, przy nasilającym się wsparciu Kościoła, dążą za wszelką cenę do tego, by zdelegalizować, a przynajmniej znacznie ograniczyć, prawną dopuszczalność tej metody leczenia niepłodności. Jak na razie udało im się sprawić, że do niedawna niekontrowersyjne in vitro stało się przedmiotem nieustannych ataków, tematem kazań, spowiedzi i doprowadziło do napiętnowania osób, które skorzystały już z niego oraz do presji na tych, którzy chcieliby skorzystać.

W parlamencie doszło w tej sprawie do paraliżu legislacyjnego z uwagi na niezdolność PO do wypracowania jednego spójnego stanowiska między dwoma całkowicie sprzecznymi ze sobą projektami Gowina i Kidawy-Błońskiej. Mimo iż komisja rozpoczęła pracę, szans na przyjęcie ustawy jeszcze w tej kadencji nie ma. A w przyszłej cały proces trzeba będzie zaczynać od początku.

Niemoc przyjęcia jakiegoś rozwiązania w tej sprawie ma niezwykle negatywny wpływ na rozwiązanie kwestii finansowania in vitro z funduszy publicznych. Umożliwienie refundacji takich zabiegów nie wymaga wprowadzenia zmian ustawowych, bowiem leczenie niepłodności nie figuruje na liście świadczeń wyłączonych z finansowania ze środków publicznych. Minister Kopacz mogłaby umożliwić refundację jednym podpisem bez oglądania się na ustawę, jednak wybrała zwłokę i zasłania się brakiem ustawy. A przecież rząd powinien się skupić nad tym, czym miał zająć się na początku, zanim wybuchła wojna o in vitro, a mianowicie tym, by znieść bariery finansowe dla niepłodnych par, bowiem wysokie koszty leczenia niepłodności stanowią ogromny problem dla osób chcących się leczyć. Sprawa in vitro jest kolejną kwestią po konwencji bioetycznej, której nie daje się w Polsce rozwiązać, bowiem z uwagi na przewagę prawicy w ciałach decyzyjnych nie można się spodziewać dobrego prawa.

Całkowitą porażką jest polityka Platformy w obszarze równości płci, równego traktowania i niedyskryminacji. Fakt powołania Elżbiety Radziszewskiej na stanowisko pełnomocniczki rządu oraz utrzymanie jej przez premiera Tuska na tym stanowisku mimo wielu skandalicznych wpadek, z których najgłośniejszą było nieuprawnione upublicznienie orientacji seksualnej Krzysztofa Śmiszka w debacie telewizyjnej po to, by zdezawuować jego wypowiedzi jako prawnika, środowiska pozarządowe odebrały jako policzek. Co więcej, pełnomocniczka aktywnie zaangażowała się w walkę przeciw ustawie parytetowej i z gorliwością zeloty dowodziła, że ustawa jest zbędna.

Trudno zrozumieć, dlaczego premier zachował Radziszewską na stanowisku, które ma przeciwdziałać dyskryminacji grup, z którymi pełnomocniczka osobiście ma poważny problem, jak geje czy feministki. Jedynym wytłumaczeniem jest ukłon w stronę hierarchów Kościoła, dla których Radziszewska jest gwarantem, że żadna zmiana dotycząca praw reprodukcyjnych i seksualnych za tej kadencji nie nastąpi.

Jednym z „sukcesów" Radziszewskiej jest przepchnięcie przez Sejm ustawy antydyskryminacyjnej, która w bardzo ograniczonym zakresie wdraża przepisy prawa antydyskryminacyjnego w Polsce, a ponadto wprowadza rozwiązania sprzeczne z polskim porządkiem prawnym. Poważne wątpliwości natury konstytucyjnej budzi zawężenie ochrony przed dyskryminacją tylko do enumeratywnie wymienionych przesłanek, podczas gdy Konstytucja RP zakazuje dyskryminacji z jakiejkolwiek przyczyny.

Co gorsza, projekt nie gwarantuje ochrony przed nierównym traktowaniem nawet z powodów wymienionych w ustawie, jak niepełnosprawność, orientacja seksualna, wiek czy religia lub wyznanie. Powierzenie zaś rzecznikowi praw obywatelskich nowych zadań w postaci „stania na straży realizacji zasady równego traktowania" nie tylko narusza konstytucję, ale i rodzi poważne obawy co do skuteczności ochrony przed dyskryminacją. A wszystko to po to, by wyłącznie w sposób formalny wywiązać się z zobowiązań unijnych, uniknąć kar finansowych, a jednocześnie nic nie zmienić czy poprawić w prawie polskim. Szanse na zmniejszenie dyskryminacji zostały zmarnowane. I stracone ostatnie złudzenia, jeśli ktoś jeszcze takie miał pod adresem rządzącej koalicji.

Jedyna realna zmiana, jaka nastąpiła w obszarze równości płci, to przyjęcie przez Sejm ustawy kwotowej gwarantującej 35-procentowy udział kobiet na listach wyborczych. Projekt inicjatywy obywatelskiej zgłoszony przez Kongres Kobiet wprowadzenia parytetów płciowych na listach wyborczych po uprzednim zebraniu ok. 150 tysięcy podpisów w wyniku prac sejmowych został zmieniony na ustawę kwotową. Choć istotnie odbiega on od pierwotnych założeń, jednak jest niewątpliwie istotną zmianą ustrojową, która nigdy by nie nastąpiła, gdyby nie oddolna inicjatywa środowisk kobiecych i wysokie poparcie społeczne także wśród mężczyzn i licznych środowisk opiniotwórczych.

Polityka prorodzinna w Polsce nigdy nie istniała. Prawica poza ideologiczną ornamentyką o ważności rodziny nic nie zrobiła poza skuteczną likwidacją infrastruktury żłobkowo-przedszkolnej w latach 90. i na początku XXI wieku. Słychać było wtedy głosy konserwatywnych polityków nawołujące kobiety do powrotu do domów i zajęcia się dziećmi.

Prawica na sztandarach niosła powrót tradycyjnego modelu rodziny ze ściśle określonym podziałem ról, zgodnie z którym mąż (broń Boże partner) utrzymuje rodzinę, a żona zajmuje się domem. Rodzina ma być oczywiście heteroseksualna. Prawica dopilnowała tego, by do konstytucji wpisać, że małżeństwo może mieć miejsce tylko między kobietą a mężczyzną. Jeśli mąż znęca się nad członkami rodziny, to trzeba zrobić wszystko, by rodzina pozostała razem. Nawet gdyby interesy kobiety miały ucierpieć, powinna zacisnąć zęby, poświęcić się i dalej nieść swój krzyż dla dobra rodziny.

Poza promowaniem tradycyjnego modelu rodziny jedyne realne wsparcie, na jakie zdobył się rząd PiS, to wprowadzenie kontrowersyjnego becikowego. Teraz z uwagi na dramatyczne wskaźniki demograficzne wskazujące na to, że młodzi ludzie zastrajkowali i przestali się rozmnażać, a także strach o to, kto będzie płacił na nasze emerytury, przyjęto ustawę żłobkową, aby skłonić ludzi do decyzji prokreacyjnych.

Ciekawe, jak długo społeczeństwo pozwoli politykom zaglądać pod kołdrę. Nadchodzące wybory dają szansę na rozliczenie prawicy ze skutków sekspolityki.

Autorka, z wykształcenia filolog klasyczny, jest działaczką ruchów kobiecych i feministką, politykiem lewicy, współzałożycielką i przewodniczącą Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, współzałożycielką Stowarzyszenia na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo „Neutrum"

Transformacja ustrojowa, którą Polska przeszła ponad 20 lat temu, zmieniła nie tylko polityczno-ekonomiczny ustrój państwa. Zmiany, które zaszły, są o wiele głębsze. Dotyczą prywatnego życia obywateli, stylu życia, wartości i sposobu myślenia. Zmianom mentalności, będącym wynikiem polityki państwa, ton nadał konserwatyzm i fundamentalizm religijny. Ponieważ przedmiotem tej polityki jest szeroko rozumiana seksualność, w literaturze światowej ukuto termin sekspolityka.

W kwestiach wielkiej polityki Polska raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem aspiruje do bycia państwem nowoczesnym, nieodstającym od wysokorozwiniętych krajów unijnych, poważnym graczem na arenie międzynarodowej.

Pozostało 94% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości