Dziwny to jednak będzie lider: wódz bez armii, generał ogłaszający, że jest pacyfistą, a wojną się brzydzi. Leszek Balcerowicz przecież ani nie jest, ani nie będzie szefem żadnej partii. Może więc być jedynie opozycjonistą medialnym, by nie powiedzieć: wirtualnym. Choć są tacy, którzy chcieliby od niego czegoś więcej.
Wróćmy jednak do początku. Zmiany w OFE stały się polem największej batalii rządu i opozycji. To pierwszy od dawna, by nie powiedzieć: od początków rządów PO, konflikt merytoryczny, a nie czysto emocjonalny. Można się oczywiście zastanawiać, czy to kwestia składki do funduszy emerytalnych jest dla przyszłości Polaków najważniejsza, a nie np. wysokość podatków czy polityka prorodzinna, ale z faktami się nie dyskutuje. Media locuta, causa finita (Media przemówiły, sprawa skończona).
I tu pojawia się, kierowany najszczerszymi, obywatelskimi pobudkami, były wicepremier, ojciec polskich reform, przeciwnik niewygodny, bo otoczony nimbem. Atakując go, staje się, chcąc nie chcąc, w jednym szeregu z palącym jego kukłę Lepperem. Liberalny fundamentalista Balcerowicz wyrasta na najostrzejszego krytyka zmian w OFE, ale stąd do gry o największą polityczną stawkę droga daleka. Takim skokiem mogłaby się stać debata.
Dlaczego to takie ważne? W dojrzałych demokracjach w batalii o najważniejsze sprawy stają naprzeciw siebie premier i lider opozycji. Nawet jeśli Donald Tusk ceduje to na ministra finansów, to w telewizyjnej czy sejmowej dyskusji czoła stawić mu winien przedstawiciel najważniejszej siły opozycyjnej. Czy kimś takim jest Leszek Balcerowicz? Czy były wicepremier staje się liderem opozycji?
Scenariusz, w którym najważniejszym konkurentem Tuska do władzy miałby być właśnie on, jest na rękę tylko PO, bo już nawet nie jemu samemu. Jako się rzekło, Balcerowicz na powrót do bieżącej polityki nie ma ochoty, za to imputowanie mu politycznych ambicji osłabia jego pozycję. Można mu bowiem powiedzieć: „Krytykuje nas pan dlatego, że sam chce zostać premierem". Warto zresztą zwrócić uwagę, że to nie pierwsza próba zdyskredytowania ekonomicznych krytyków rządu. Ta jest o tyle zabawna, że jeszcze chwilę temu słyszeliśmy, iż są oni oderwanymi od rzeczywistości, nieznającymi kłopotów Polaków profesorkami. To i tak postęp w porównaniu z pierwszą linią ataku, która sugerowała, iż wszyscy obrońcy OFE są przez fundusze opłacani. Obóz rządzący posługuje się tymi metodami z podziwu godną sprawnością, bo sugestie, że Balcerowicz czy Rybiński bronią własnego koryta, nigdy nie wychodziły z ust poważnych polityków PO – ochoczo podnosili je za to prorządowi publicyści.