Prezes PiS sam zrzekł się poselskiego immunitetu w trakcie sporu z byłym wicepremierem Romanem Giertychem. Historia zaczęła się, gdy w ubiegłym roku Giertych w wywiadzie dla "Rz" zarzucił Kaczyńskiemu, że w czasach rządów PiS zbierał haki na polityków PO. Prezes PiS odpowiedział, że to kłamstwo, i wytoczył sprawę Giertychowi. Ten poczuł się urażony zarzutem kłamstwa i wytoczył Kaczyńskiemu sprawę o zniesławienie.
Sytuacja się odwróciła – teraz to Kaczyński będzie musiał udowadniać, że nie zbierał żadnych haków.
– Chodzi o zastosowanie pewnego chwytu prawniczego, który prowadzi do zmiany sytuacji, jeśli chodzi o dowód, bowiem w tym ewentualnym procesie, o którym mówimy, osobą, która będzie musiała udowadniać, że czegoś nie robiła, będę ja – mówił Kaczyński na posiedzeniu Sejmowej Komisji Regulaminowej. W innych wypowiedziach tłumaczył, że będzie musiał udowadniać, iż "nie jest wielbłądem".
Jarosław Kaczyński od początku wiedział, że przegra ewentualne głosowanie w sprawie immunitetu.
Za odebraniem wypowiadali się najważniejsi politycy Platformy, m.in. marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna. W PO zwyciężyła "antykaczystowska" emocja, którą widać było w czasie posiedzenia komisji. – Wysłuchując argumentacji mecenasa Giertycha, stwierdzam, iż jest ona przejrzysta – mówił tam poseł PO Jarosław Stolarczyk.