Reklama

Roman Kuźniar: Fiasko „strategii szaleńca”

Donaldowi Trumpowi przypisuje się niekiedy praktykowanie tak zwanej strategii szaleńca. Chodzi o strategię kogoś nieobliczalnego, po kim się można wszystkiego spodziewać, więc lepiej takiemu komuś ustąpić lub zejść z drogi.

Publikacja: 27.08.2025 04:43

Przypisywana Trumpowi „strategia szaleńca” okazywała się w niemałym stopniu skuteczna wobec sojuszni

Przypisywana Trumpowi „strategia szaleńca” okazywała się w niemałym stopniu skuteczna wobec sojuszników, chodzi o handel i nakłady na zbrojenia. Dzieje się tak dlatego, że kraje zachodnie pozostają w relacji silnej, lecz asymetrycznej współzależności z Ameryką, asymetrycznej na korzyść tej drugiej.

Foto: REUTERS/Brian Snyder

Nie sądzę, aby prezydent Donald Trump świadomie taką strategię stosował. Jego działanie jest impulsywne i chaotyczne, ale w powiązaniu z wybujałym narcyzmem, megalomanią i zarozumiałą tromtadracją może sprawiać wrażenie jakiegoś ukrytego pomysłu. Strategicznie Trump jest jednak „naturszczykiem”, niezdolnym do żadnego systematycznego planu. Jeśli osiąga swoje niektóre cele, to jest to zasługa jego bizarnej, czyli śmieszno-strasznej osobowości oraz potęgi USA, a nie strategii. Nie jest do niej zdolne także otoczenie amerykańskiego prezydenta składające się raczej z osobowościowych kapłonów niż samodzielnie myślących polityków i kompetentnych wyższych urzędników.

Czytaj więcej

Biały Dom kusi Kreml. Zero sankcji i nowe technologie w zamian za pokój?

Owszem, przypisywana Trumpowi „strategia szaleńca” okazywała się w niemałym stopniu skuteczna wobec sojuszników, chodzi o handel i nakłady na zbrojenia. Dzieje się tak dlatego, że kraje zachodnie pozostają w relacji silnej, lecz asymetrycznej współzależności z Ameryką, asymetrycznej na korzyść tej drugiej. Wolały zatem ulec jego szantażom i zgodzić się na niesprawiedliwe ich zdaniem żądania, niż ryzykować większe straty, gdyby „szaleniec” zechciał spełnić swoje groźby. Państwa Europy i niektóre pozaeuropejskie są zakładnikami sytuacji geopolitycznej oraz przewagi technologicznej USA w niektórych dziedzinach, zwłaszcza w zbrojeniach, dlatego jeszcze jakiś czas muszą tolerować dyktat Trumpa, ratując się przejściowo taktyką ograniczania szkód.

Trumpowska strategia szaleńca nie działa na Moskwę

Wobec Rosji taka niby strategia nie działa, jest bowiem podwójnie bezzębna. Po pierwsze, w stosunkach rosyjsko-amerykańskich brak jest współzależności (nie mówiąc o zależności) w jakiejkolwiek dziedzinie. Obroty handlowe są minimalne, współpraca w innych dziedzinach ograniczona. To efekt reakcji USA na kolejne rosyjskie awantury, ale też świadomego działania Rosji, aby nie być podatnym na amerykańskie naciski. Po drugie, Trump jest psychicznie niezdolny do podejmowania wobec Rosji jakichś dotkliwych dla niej ruchów, z czego Putin zdaje sobie sprawę. Dlatego nawet manifestacje oznak „strategii szaleńca” (rzekome pogróżki, zapowiedzi „surowych konsekwencji”) na Kremlu raczej śmieszą niż wywołują obawy. Ten drugi powód budzi niepokój na Zachodzie, powinien także – nawet bardziej – w samych Stanach Zjednoczonych. Jednak Trumpowi zadziwiająco udało się znieczulić amerykańską opinię publiczną, z partią republikańską na czele, na podejmowane przezeń działania szkodzące interesom USA, zwłaszcza w relacjach z ich podstępnym wrogiem, czyli Rosją. Amerykanów zdają się nie interesować motywy tego normalnie nieprawdopodobnego zachowania ich prezydenta wobec „rzeźnika z Kremla”.

Donald Trump i Władimir Putin - najważniejsze daty

Donald Trump i Władimir Putin - najważniejsze daty

Foto: PAP

Reklama
Reklama

Jest to częściowo efekt upadku moralnego politycznej Ameryki. Przecież trudno uznać za element „strategii szaleńca” szalony pomysł akceptacji przez prezydenta USA wproszenia się przez Władimira Putina na wizytę w Ameryce. Oraz czerwony dywan dla prezydenta Rosji i powitalne brawa prezydenta Trumpa dla zbrodniarza międzynarodowego. Przecież to sytuacja bez precedensu w historii Stanów Zjednoczonych. Ich prezydent, prezydent najpotężniejszego, nadal demokratycznego, mocarstwa na świecie wita oklaskami na amerykańskiej ziemi krwawego dyktatora toczącego agresywną wojnę. I amerykańska opinia publiczna oraz klasa polityczna to kupują.

Nic dziwnego, że Putin może ostentacyjnie grać na nosie prezydentowi USA, zadurzonemu w nim jak małoletni wielbiciel w swym muzycznym idolu. Co gorsza, my sami zaczynamy to traktować jako coś normalnego. Nic dziwnego, że zarówno spotkanie Trump-Putin na Alasce jak i późniejsze o kilka dni spotkanie przywódców Zachodu w Waszyngtonie nie mogło przynieść zamierzonych rezultatów, bowiem Rosja wobec takiej „strategii szaleńca” pozostaje niewzruszona w jej żądaniach i nasila bombardowania Ukrainy. Rosjanie wiedzą, że z takim infantylno-uległym podejściem Trump może im zrobić tyle, ile docent panu majstrowi w słynnym skeczu granym przez Michnikowskiego, Gołasa i Kobuszewskiego…

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Teatr przysłonił realną politykę. A może nawet stał się realną polityką

Czy i jak bardzo Europa traci na działaniach Donalda Trumpa?

Problem jest poważniejszy niż tylko kontrproduktywne przez swój styl zabiegi Trumpa i jego ludzi, zwłaszcza tego chodzącego nieszczęścia, jakim w tym przypadku jest Steve Witkoff. Otóż z rosyjskiej perspektywy, Trump odgrywa rolę dywersanta wobec europejskich wysiłków zmierzających do zawieszenia broni w tej wojnie. Na Kremlu wiedzą, że dopóki Trump jest po stronie Rosji, mogą ignorować zarówno europejskie inicjatywy, jak i wołanie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o bezpośrednie rozmowy z Putinem. Można wręcz odnieść wrażenie, wbrew ogólnej opinii, że Europie wspólnie z Ukrainą byłoby łatwiej zmusić Putina do przerwania ognia i rozmów o trwałym rozejmie. Trump, poruszając się jak słoń w składzie porcelany, dewastuje zdolności Zachodu wywarcia skutecznej presji na Rosję. I z pewnością jest to działanie zamierzone, bo Trump być może chciałby, aby doszło do przerwania ognia, ale jednocześnie jeszcze bardziej chce, aby Rosji nic złego się nie stało, a przy tym, aby otrzymała nagrodę za swą agresję w postaci akceptacji przez Kijów i Europę zaboru części ukraińskich ziem.

Czytaj więcej

Europa wychodzi z cienia Ameryki. Czy obroni Ukrainę?

Europa, nie będąc jednolitym aktorem strategicznym, nie może w tej wojnie działać jak gdyby Trumpa nie było, choć prawdopodobnie to byłaby strategicznie jedyna sensowna opcja. Tak oto, z winy Trumpa i jego groteskowej strategii wobec Rosji rosną koszty tej wojny, zarówno straty po stronie ukraińskiej jak i koszty europejskiego wsparcia dla Ukrainy. Bo też w wojnie na wyczerpanie, którą prowadzi Rosja, Europa musi wejść w logikę tej konfrontacji, bo ma więcej zasobów i może ją wygrać, jeśli narzuci Rosji wyższe koszty kontynuacji jej agresji. Stając się politycznym adwokatem interesów Rosji, Trump utrudnia Europie i Ukrainie zatrzymanie tej wojny na warunkach zapewniających suwerenność i bezpieczeństwo Ukrainy oraz bezpieczeństwo Europy.

Reklama
Reklama

W ten sposób postępowanie Trumpa wobec Putina, czyli USA wobec Rosji, zamiast być częścią rozwiązania stało się częścią problemu, a właściwie główną przeszkodą w doprowadzeniu do rozejmu w tej wojnie. „Strategia szaleńca”, o której mowa na początku, w stosunkach z Rosją stała się szaleństwem braku strategii wobec nieprzejednanego wroga Zachodu. Putinowi udał się przy tym manewr odwrócenia Trumpa od Zachodu. Prezydent USA już teraz może liczyć na miejsce w podręcznikach dyplomacji jako twórca oryginalnej wersji appeasementu. Nie jest natomiast pewne, czy Trump dostanie pokojową Nagrodę Nobla. Raczej stara się zasłużyć na przyznawaną w czasach ZSRR Leninowską Nagrodę Pokoju – sowiecki odpowiednik pokojowego Nobla. Putin mógłby mu ją wręczyć przy okazji najbliższej wizyty w Białym Domu. Trump zapewne by nie odmówił jej przyjęcia, zwłaszcza gdyby była ze szczerego złota…  

Autor

prof. Roman Kuźniar

Politolog, dyplomata. Były doradca ds. międzynarodowych prezydenta Bronisława Komorowskiego (2010–2015).

Nie sądzę, aby prezydent Donald Trump świadomie taką strategię stosował. Jego działanie jest impulsywne i chaotyczne, ale w powiązaniu z wybujałym narcyzmem, megalomanią i zarozumiałą tromtadracją może sprawiać wrażenie jakiegoś ukrytego pomysłu. Strategicznie Trump jest jednak „naturszczykiem”, niezdolnym do żadnego systematycznego planu. Jeśli osiąga swoje niektóre cele, to jest to zasługa jego bizarnej, czyli śmieszno-strasznej osobowości oraz potęgi USA, a nie strategii. Nie jest do niej zdolne także otoczenie amerykańskiego prezydenta składające się raczej z osobowościowych kapłonów niż samodzielnie myślących polityków i kompetentnych wyższych urzędników.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Antyukraińskie żniwa prezydenta Nawrockiego
Publicystyka
Marek Migalski: Duopol PO-PiS wiecznie żywy
Publicystyka
Karol Nawrocki uderza w PiS i zerka w stronę Konfederacji oraz Grzegorza Brauna
Publicystyka
Ursula von der Leyen: Nowe otwarcie w handlu z USA
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Publicystyka
Estera Flieger: Nie rozumiem przeciwników polityki historycznej
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama