Jak poinformowały wczorajsze „Fakty”, w notatce sporządzonej przez Kancelarię Premiera, przed negocjacjami statutu Polaków w Niemczech znalazł się następujący zapis: „Uczestnicy zgodzili się zrezygnować ze stosowania określenia „mniejszość polska” i używać terminologii występującej w traktacie”.
To świadczyłoby o tym, że nie wchodząc na boisko, mecz przegramy – powiedziała senator PiS, Dorota Arciszewska-Mielewczyk.
Sami zainteresowani nie deklarują takiej chęci – tłumaczył decyzję poseł PO Andrzej Halicki - Nie ma takiego postulatu, bo ta definicja dotyczy Fryzyjczyków, Duńczyków i Łużyczan.
Status mniejszości narodowej to m.in. możliwość dwujęzycznych nazw miejscowości, dotowanie przez państwo szkół czy też reprezentacji w niemieckim parlamencie. Tego typu udogodnienia ma mniejszość niemiecka w Polsce.
Niestety zachowanie rządu jest poddaniem sprawy bez walki, a przecież dążąc do zmiany prawnego status quo i uzyskania przez mniejszość polską w Niemczech formalnego statusu mamy dość mocne argumenty - pisze na swoim blogu w Salonie24 Michał Kot. - Można bowiem powołując się na prawo międzynarodowe, że w doktrynie zaczyna dominować wyraźna tendencja rozszerzania zakresu pojęcia mniejszości (ONZ dopuszcza nawet, by za członków mniejszości brać osoby, które nie są obywatelami danego kraju i ich pobyt ma charakter czasowy).?