Reklama

Bizantyjska administracja Hanny Gronkiewicz-Waltz

W budżecie stolicy brakuje środków, a Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiada kolejne podwyżki. Nie przeszkadzało to jednak zatrudnić warszawskiemu ratuszowi 1,8 tys. urzędników

Publikacja: 12.07.2011 10:25

Bizantyjska administracja Hanny Gronkiewicz-Waltz

Foto: W Sieci Opinii

"Tanie państwo" to jedno ze sztandarowych haseł Platformy. Hanna Gronkiewicz-Waltz realizuje je w 250 procentach. W dobie oszczędności, gdy prywatne przedsiębiorstwa w ciągu ostatnich lat oszczędzały i zmniejszały pracownikom pensje, warszawski ratusz oraz wianuszek podległych mu urzędów zatrudniał jak natchniony. W ciągu blisko pięciu lat rządów Gronkiewicz-Waltz w ratuszu przybyło ponad 1,8 tys. urzędników, drugie tyle w warszawskich szpitalach i ZOZ-ach.

Utrzymanie tej rzeszy ludzi będzie kosztować  tylko w tym roku 857 mln zł, czyli blisko 10 proc. budżetu. Ponad 50 mln zł pójdzie na gwarantowane premie. A co na to prezydent Warszawy?


Największy wpływ na wzrost zatrudnienia w ratuszu miały czynniki zewnętrzne, wynikające z różnych ustaw, rozporządzeń i postanowień NSA, na podstawie których było więcej zadań do wykonania

– pani prezydent wylicza kilkadziesiąt przepisów.

Reklama
Reklama

– M.in. przejęcie przez miasto zadań tzw. gospodarstw pomocniczych (134 etaty), przejęcie ośrodków pomocy społecznej przez dzielnice (131 osób) czy transfer pracowników Zarządu Oczyszczania Miasta do Biura Ochrony Środowiska.


Kolejne 35 osób zatrudniono do szybszej egzekucji zaległych mandatów, a blisko 50 potrzebnych było do przygotowywania i obsługi wniosków o unijne dotacje.

Ktoś przecież te faktury musi wypełniać, skoro na inwestycje wydajemy ponad 2,6 mld zł, a nie, jak za czasów PiS, niecały miliard

– uzasadnia Gronkiewicz-Waltz.

To jednak wyjaśnia przyjęcie ok. 350 nowych osób. A reszta?

Reklama
Reklama


Szef klubu PiS w radzie miasta Maciej Wąsik ma na to odpowiedź:

W wielu przypadkach nie ma sensownych uzasadnień, bo to są po prostu synekury. Mamy do czynienia z klasycznym przerostem administracji. I to im dalej od ratusza, tym bardziej, bo tam ta społeczna kontrola jest słabsza. Nierzadko to po prostu „krewni i znajomi królika".


Np. na Bemowie burmistrz zatrudnił matkę swojej przyjaciółki. Dzielnicowe ZGN-y to „przytuliska" dla przyjaciół i rodzin lokalnych władz. Ludzie z politycznego nadania oblegają miejskie spółki. W radach nadzorczych oprócz samych burmistrzów można znaleźć np. syna posłanki PO czy brata ministra sprawiedliwości.


Reklama
Reklama


I jak tu się dziwić, że bilety komunikacji miejskiej w Warszawie za miesiąc podrożeją o blisko 50 procent, a miejsce w żłobku kosztuje o kilkaset procent więcej niż przed rokiem. Z czegoś te synekury trzeba utrzymać.

"Tanie państwo" to jedno ze sztandarowych haseł Platformy. Hanna Gronkiewicz-Waltz realizuje je w 250 procentach. W dobie oszczędności, gdy prywatne przedsiębiorstwa w ciągu ostatnich lat oszczędzały i zmniejszały pracownikom pensje, warszawski ratusz oraz wianuszek podległych mu urzędów zatrudniał jak natchniony. W ciągu blisko pięciu lat rządów Gronkiewicz-Waltz w ratuszu przybyło ponad 1,8 tys. urzędników, drugie tyle w warszawskich szpitalach i ZOZ-ach.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Reklama
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Dotacje z KPO, czyli kot z wykręconym ogonem
Publicystyka
Marek Migalski: Andrzeja Dudy życie po życiu
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Porażka Donalda Trumpa. Chiny pozostają przy Rosji
Publicystyka
Wojciech Warski: Prezydent po exposé, przed zagraniczną podróżą
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Jak Polska w polityce międzynarodowej stała się statystą
Reklama
Reklama